"W sytuacji, po której straciliśmy bramkę, wróciły koszmary z poprzednich meczów. Dla mnie jest przerażające, jak łatwo tracimy gole. To boli najbardziej. Teraz wystarczy, że przeciwnik kopnie piłkę do przodu i już jest zagrożenie pod naszą bramką" - dodał szkoleniowiec stołecznego zespołu. "Po pierwszej bramce zupełnie straciliśmy koncepcję gry. Nasza siła ognia z przodu też była bardzo mizerna. Naszym obowiązkiem było zagrać przede wszystkim bardziej odpowiedzialnie. Tę porażkę kładę na karb naszej chimerycznej postawy, bo zespół potrzebuje jeszcze czasu na poznanie się. Tym meczem zrobiliśmy trzy kroki w tył. Niektórzy piłkarze nie byli też odpowiednio zmotywowani. We Wrocławiu na pewno niektórzy byli bardziej skoncentrowani niż w piątek. Potrzebny nam jest jeszcze jeden napastnik. Inna sprawa, że źle zestawiłem tę drużynę. Niektórzy uznali, że miejsce w składzie im się należy, a ja nie zrobiłem odpowiednich zmian. To był mój błąd i największe pretensje mam do siebie" - podkreślił Skorża. W odmiennym tonie wypowiadał się trener PGE GKS Bełchatów Maciej Bartoszek. "Mecz ułożył się po naszej myśli i w drugiej połowie pozostało nam kontrolować grę. Nie udało nam się już skontrować rywala, ale najważniejsze, że nie straciliśmy bramki. Mogliśmy wygrać 1-0 i też bardzo bym się z tego cieszył. Pokazaliśmy charakter, bardzo poukładaną grę i na boisku tworzyliśmy składny zespół. Dla nas to nie był łatwy mecz. Mam dużą satysfakcję, bo w meczu z Ruchem Maciej Małkowski zaliczył trzy asysty, a teraz Tomasz Wróbel dwie. To dzięki nim Marcin Żewłakow strzelił już cztery gole - ma po prostu świetnych asystentów. Przed sezonem były opinie, że po odejściu wielu zawodników, GKS-u już nie ma. Udowadniamy, że jest zupełnie inaczej" - ocenił Bartoszek. Ekstraklasa - wyniki, składy, satystyki, na bieżąco aktualizowana tabela