Łzy polały się przed gwizdkiem. Brazylijski sen w USA trwa
Skład pierwszego ćwierćfinału Klubowych Mistrzostw Świata był niezwykle zaskakujący. Z zapowiadanego europejskiego hitu między Interem Mediolan i Manchesterem City wyszło spotkanie Fluminense z Al-Hilal, które rozpoczęło się poruszającą minutą ciszy, przy której pojawiły się łzy. Lepiej w tych trudnych warunkach zaprezentowali się piłkarze z Brazylii, którzy wygrali 2:1 i zagrają w półfinale.

Przed startem Klubowych Mistrzostw Świata trudno było spodziewać się, że w ćwierćfinałach tej imprezy nie zobaczymy Manchesteru City oraz Interu Mediolan. Te dwie ekipy znajdowały się bowiem w gronie tych największych faworytów do końcowego triumfu, obok innych gigantów europejskiej piłki, a więc Paris Saint-Germain, Realu Madryt czy Bayernu Monachium. W trakcie imprezy w USA nie brakuje jednak niespodzianek.
Dwie z nich stały się właśnie udziałem tych wymienionych drużyn. Najpierw z rywalizacją o tytuł pożegnała się drużyna z Mediolanu, która sensacyjnie poległa 0:2 w rywalizacji o ćwierćfinał z brazylijskim Fluminense. Nicola Zalewski nawet nie pojawił się na placu gry, mimo że Inter już od trzeciej minuty meczu musiał walczyć o odrobienie start.
Fluminense w półfinale. Brazylijski sen w USA trwa
Kilka godzin później w nocy polskiego czasu doszło do kolejnego rozczarowania. Tym razem Manchester City rywalizował o ćwierćfinał z saudyjskim Al-Hilal, które pod wodzą Simone Inzaghiego udowodniło już, że potrafi grać z najlepszymi, bo w fazie grupowej zremisowało 1:1 z "Królewskimi". Z City poziom trudności był podobny, a rezultat w regulaminowym czasie gry zbliżony, bo po 90 minutach mieliśmy remis 2:2. W dogrywce to Saudyjczycy zaprezentowali się lepiej i sensacyjnie wygrali 4:3.
W ćwierćfinale zamiast europejskiego hitu dostaliśmy więc hit egzotyczny, który rozpoczął się od poruszających scen związanych z minutą ciszy ku czci zmarłego tragicznie Diogo Joty. Joao Cancelo i Ruben Neves zwyczajnie się popłakali. Obaj zgłosili jednak gotowość do gry, więc wyszli na murawę od początku. Pierwsze 45 minut nie stało jednak na zbyt wysokim poziomie. Oba zespoły oddały po jednym celnym strzale. Różnica była jednak taka, że ten Kalidou Koulibaly'ego w sposób znakomity obronił 44-letni Fabio, a próba Martinellego z 40. minuty zakończyła się w siatce.
Dzięki temu Brazylijczycy schodzili do szatni, prowadząc 1:0. Druga część rywalizacja rozpoczęła się w najlepszy możliwy sposób. Już w 50. minucie Al-Hilal doprowadziło bowiem do wyrównania po zamieszaniu w polu karnym po rzucie rożnym, z bliska piłkę do siatki wpakował Marcos Leonardo. Chwilę później powinno być 2:1 dla "Flu", ale w sytuacji sam na sam wybitnie zachował się Bono, który wygarnął piłkę spod nóg atakującego.
Co nie udało się zaraz po stracie gola, wyszło w 70. minucie. Piłkę w pole karne Al-Hilal zgrał Xavier, a tam najlepiej odnalazł się Hercules, który płaskim strzałem po ziemi pokonał Bono i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W końcówce pod brazylijską bramką było sporo zamieszania, ale niewiele konkretów. Kolejne rożne dla Al-Hilal nie przekładały się na groźne sytuacje i ostatecznie to Brazylijczycy wygrali 2:1. W półfinale zmierzą się Chelsea lub Palmeiras.


