Wojciech Górski, Interia: Marzec, okienko wydawałoby się zamknięte, a jednak mamy bombę transferową. Łukasz Gikiewicz: - Zaangażowałem się w projekt Szturmu Junikowo nie tylko piłkarsko. Chcę pomóc zespołowi, jak tylko mogę. Przy okazji będę szedł też w swoim kierunku. Chcę rozwijać się jako trener. Od 2011 roku mam licencję UEFA B, którą muszę odnowić, a moim kolejnym krokiem będzie uzyskanie licencji UEFA A. Realizuję się też w dziennikarstwie sportowym, jako ekspert, komentator. Łączę przyjemne z pożytecznym. Jeśli chodzi o grę w Szturmie - nie ma mowy o odcinaniu kuponów. Zawodnicy sami pytali ile mam lat, bo wciąż widać, że mi się chce. A jeśli mi się chce, to jest dobry znak. Jak mogę, to pomogę. I tyle. Wszystko złożyło się w jedną całość. Miałem co prawda oferty z Iraku lub wyjechania do Rumunii, ale wolę robić teraz papiery trenerskie i za parę lat być trenerem, niż "dogrywać" za podobne pieniądze za granicami klubu. Chciałem robić też inne rzeczy i teraz będę miał na to czas. Widzisz dla siebie przyszłość w roli trenera? Już teraz będziesz prowadził jakąś drużynę w Szturmie, bądź okolicy, czy skupiasz się na kształceniu w tym kierunku? - Nie było mnie wiele lat w Polsce, więc na początku muszę odnowić licencję trenerską. Już zdobywam punkty, byłem na trzech konferencjach, wybieram się na kolejne. Gdy zdobędę 15 punktów, to licencja zostanie mi zwrócona. Rozmawiałem już wstępnie z kilkoma osobami w Poznaniu, by w niedalekiej przyszłości spróbować swoich sił w grupach młodzieżowych. Od stycznia ruszam natomiast z kursem UEFA A. Za tobą burzliwy okres. Nie jest tajemnicą, że zimą byłeś blisko Resovii, ale ten transfer upadł. Powiedziałeś przed chwilą, że pojawiały się też oferty z Iraku oraz Rumunii. - W ostatnim okienku transferowym miałem propozycję z Iraku. Wydzwaniał do mnie agent o imieniu Osama, co pewnie Polakom będzie kojarzyć się dziwnie, ale to taki to kraj, że jak nie Muhammed to Osama (śmiech). Dzwonił do mnie 30 razy i mnie namawiał, ale stwierdziłem, że to czas powrotu do Polski i robienia rzeczy, które będą dla mnie przydatne za parę lat. W programie "Studio Ekstraklasa" mówiłeś Sebastianowi Staszewskiemu o ofercie z Resovii. Na pewno było też zainteresowanie z innych klubów wyższych lig w Polsce. Jak to się stało, że ostatecznie zdecydowałeś się na klub z ligi okręgowej? - Przekonały mnie konkrety, jakie usłyszałem od właściciela Roberta Rochowiaka. Nie mówię tu o żadnych finansach, bo już słyszałem farmazony, że to druga Wieczysta, gdzie płaci się złotem. Tak nie jest. Został mi przedstawiony bardzo konkretny plan. W klubie są już Luis Henriquez, Miłosz Przybecki, jest też wielu innych zawodników ze sporymi umiejętnościami. Drużynę prowadzi trener Mariusz Bekas z licencją UEFA Pro. Klasa rozgrywek mogłaby wskazywać, że to poziom amatorski, ale uwierz mi - tak to nie wygląda. Przykładem może być ostatni sparing. Do 30. minuty wygrywaliśmy 3-0 z liderem IV ligi Nielbą Wągrowiec i oni nie mogli dotknąć piłki. To pokazuje, że projekt idzie w dobrym kierunku. Ja chętnie służę swoim doświadczeniem prezesowi, on też jest otwarty. Wie, że każdy robi błędy. Idziemy do przodu, naszym celem jest Puchar Polski i awans. A od czerwca pewnie będą wzmocnienia. Ale nie takie jak w Wieczystej, prezes nie chce ściągać za miliony zawodników, bo myślę, że do III ligi takich piłkarzy nie potrzeba. Musi być odpowiednia mieszanka młodych chłopaków, którzy będą się chcieli rozwijać i wykorzystać wspólny czas z takimi piłkarzami jak Luis. Rozmawiałem niedawno z właścicielem klubu i powiedział, że bardzo szybko "zapaliłeś" się na ten projekt. Właściwie w ciągu jednej rozmowy doszliście do porozumienia. - Rozpisałem sobie na kartce plusy i minusy kolejnego wyjazdu za granicę i tego, że zostanę w Polsce. Tutaj jestem blisko telewizji, Poznań jest blisko Warszawy, mogę dojechać na każdy program. Mogę robić papiery trenerskie, jeździć na kursy i konferencje. Ze Splitu, czy z Iraku, to by było niemożliwe. Jestem na miejscu, łączę jedno z drugim. Mamy treningi, mamy pełen rozpisany plan, w tym pracy na siłowni. Nie jest to taka amatorka, jak ktoś mógłby przypuszczać, patrząc tylko przez pryzmat klasy rozgrywkowej. Jest to fajny projekt, układamy go sobie tak jak chcemy. Tworzymy fajną atmosferę, ludzie mogą przyjść na stadion, na piwko i kiełbaskę i zrobić bez przekleństw fajny piknik. Jest obok plac zabaw, gdzie mama może pójść z dzieckiem, a tata może obejrzeć mecz z piwkiem. Taki typowy piknik. Przed podjęciem decyzji rozmawiałeś ze Sławkiem Peszką lub Radkiem Majewskim jak to jest wrócić na taki poziom rozgrywkowy w Polsce? A może Wieczysta sama odzywała się do ciebie? - Od półtorej roku otrzymuje telefony z Wieczystej, namawiają mnie. Znam się dobrze ze Sławkiem i Radkiem, ale nie pytałem się, jak to jest wrócić do takiej klasy rozgrywkowej. Trenuję tutaj od trzech tygodni, grałem normalnie w sparingach, więc jestem takim rodzynkiem. Ktoś powiedział mi, że w całej mojej przygodnie z piłką brakowało mi tylko takiej klasy rozgrywkowej (śmiech). Na pewno jestem jakąś tam atrakcją, ale nie taką, która tylko kasuje i nic nie robi, a naprawdę zasuwam i gonię młodych zawodników. Prezes nie będzie mi płacił za nic. Jak jest mecz, czy trening, to trzeba się napracować. Po meczu można pożartować. Tak jak mówi prezes - trzeba też cieszyć się z grania, tak jak ostatnio z Wągrowcem. Chcemy grać ładnie dla oka, cieszyć się grą i strzelać jak najwięcej goli. Wiadomo, że takie osoby jak twoja przyciągają uwagę nie tylko mediów, ale i zawodników z okolic. To dodatkowa chęć dla piłkarzy, żeby w takim klubie się znaleźć. Będziesz wykorzystywał swoje kontakty, żeby sprowadzać zawodników do klubu? - Tak. Jest plan, by kogoś wyciągnąć, może będziemy nawet współpracowali z jedną akademią, która ma bardzo fajnych młodych chłopaków i dawać im szansę grania. Jeśli zobaczą, że mamy fajny projekt, idziemy w górę, to będą chcieli u nas grać. Mamy trenera z licencją UEFA Pro, to się rzadko zdarza w takiej klasie rozgrywkowej. To nie jest rzucenie piłki, kawa w ręku i papieros, tylko naprawdę treningi wyglądają solidnie. W zeszłym tygodniu mieliśmy tak ciężki trening, że jeden z bardziej doświadczonych zawodników "umarł" od biegania interwałów. Jeśli będą widzieć, że klub stoi na wysokim poziomie, młodzi chłopcy będą chcieli do nas przychodzić. Cypr, Kazachstan, Bułgaria, Arabia Saudyjska, Tajlandia, Jordania, Rumunia, Bahrajn i Indie. To naprawdę bardzo nieoczywista ścieżka kariery dla piłkarza z Polski. Dlaczego często decydowałeś się właśnie na takie zaskakujące opcje? - Jakby ktoś mi powiedział, że będę grał w takich krajach i klubach, naprawdę niezłych klubach, wyjeżdżając ze Śląska Wrocław... A gdybym podejmował inne decyzje, czy mniej czasem mówił, to tych lepszych klubów może byłoby jeszcze więcej. Życzyłbym wielu chłopakom, żeby przejść taką drogą i tyle krajów poznać. Ktoś powie, że Gikiewicz poszedł tam zarobić. Okej, nie szedłem tam za darmo, ale czego nauczyłem się życiowo, ile poznałem kultur, języków, jedzenia, ile złapałem kontaktów... Tam gdzie teraz ludzie jeżdżą na wakacje, ja to miałem na co dzień. Rozwinąłem się jako człowiek, piłkarz, byli przy mnie żona i dziecko, to, co zobaczyłem, jest moje. Niektórzy uważają, że lepiej jest grać w jednym klubie, niż ciągle zmieniać, ale naprawdę dopóki nie wystawisz nogi, nie wyjedziesz poza granice Polski, to nigdy nie będziesz wiedział, czy sobie dasz radę - jak z językiem, jak z kulturą. A teraz wiem, że gdybym pojechał do Iranu, czy Iraku, czy poleciał gdzieś na koniec świata, ja sobie po prostu dam radę. Tego będę chciał też uczyć mojego syna. Że cokolwiek by się nie działo, to głowa do góry. Języki to podstawa i sobie dasz radę. Które z tych miejsce będziesz wspominał szczególnie ciepło i było dla ciebie najbardziej wyjątkowe? - Na pewno Jordania. Niesamowita atmosfera kibicowska i piłkarsko zdobyliśmy tam wszystko. To był okres, w którym poznałem trenera Nebojsę Jovovicia, dziś pracującego w katarskim Al-Ahly. Też dzwonił do mnie przed chwilą, bo mówiłem mu, że robię licencję trenerską. To są takie kontakty, które zostają... Poznawałem różnych trenerów, różnych agentów, różnych dyrektorów. Wczoraj ściągałem swój certyfikat do Poznania i zajęło mi to pół godziny, bo zadzwoniłem do ludzi z Indii. Ktoś powie, że Gikiewicz gdzie był, to się kłócił. A ja gdziekolwiek nie zadzwonię, tam każdy mi pomaga z otwartością. Telefon muszę ładować trzy razy dziennie, bo dzwoni non stop. Kiedyś wykorzystam te kontakty i będę z tego czerpał. Jordanię wspominam najlepiej ze względu piłkarskiego i kibicowskiego. Byliśmy tam z żoną jeszcze bez mojego syna. To tam mój młody się pojawił na świecie. Więc Jordania na pewno ze względu na to jest wyjątkowa. Do dnia dzisiejszego, kiedy tam się pojawiam i pokazuję potem komuś nagrania z lotniska, to nikt nie wierzy, że może być w tych czasach jakiś zawodnik tak noszony na barkach. W tych krajach gra niewielu zawodników z Europy, bo nie mogą się odnaleźć. Ja tam się odnalazłem i nawet mimo tego, że się z nimi sądziłem, że po trzydziestu paru bramkach mi nie zapłacili, to cały czas mam z nimi kontakt. A jest jakiś kraj, jakieś miejsce, które wspominasz negatywnie i tam akurat nie chciałbyś wrócić? - Nie mam czegoś takiego. Atrakcyjność wielu z nich zależy od etapu życia. Kiedy już mieliśmy dziecko, Bahrajn był kapitalny. Żyliśmy na sztucznie nasypanej wyspie, nad morzem, to była bajka dla młodego. Tajlandia - tam byliśmy sami z żoną. Wszędzie blisko. Hongkong, Singapur, Tipi, Laos. Szkoda, że wtedy nie wiedziałem, że social media będą tak rozwinięte, bo teraz zbierałbym za to ładne pieniądze. To takie miejsca, w których ludzie nigdy nie byli i nigdy ich nie widzieli. Ja to miałem pod ręką. Byliśmy w hotelu, w którym Kac Vegas był kręcony w Bangkoku. Tajlandia z dzieckiem już trochę średnio, choć dla dziecka tam jest wszystko. Dosłownie wszystko. Jeśli dziecko będzie chciało dotknąć lwa, to dotknie lwa, będzie chciało pojeździć na słoniu, to pojeździ na słoniu. Atrakcyjność każdego miejsca zależy od tego, czy jedziesz sam, czy z żoną, czy masz rodzinę. Jak ktoś mi mówi, że jak się ma małe dziecko to nie można podróżować, bo ono chodzi do przedszkola, czy do szkoły... Mam przykłady, które mogę wymienić, że tak naprawdę język angielski był wszędzie. Dzieci rozmawiają perfekcyjnie po angielsku, nauczyły się tego w Australii. Córka nauczyła się mówić perfekcyjnie po chińsku, będąc w Chinach. Wrócili do Polski, żyją, nie radzą sobie gorzej od swoich rówieśników. Niektórzy mówią, że dziecko będzie przeżywało, gdy zmienia szkołę. Ja tego akurat nie kupuję. Dziecko przez tydzień pamięta, a po kolejnym tygodniu już ma nowych znajomych. Jest w stanie przyzwyczaić się do życia w nowych warunkach. Wychodzę z założenia, że to, czego moje dzieci widziały, to tego szkoła nie odda. Mówiłeś wiele o kontaktach, jakie nabyłeś. Na Twitterze wszyscy znają GikiNews, że podajesz szybko informacje. Występujesz w programach sportowych, robisz papiery trenerskie. Która z tych ścieżek przyszłej kariery jest dla ciebie najbliższa? - Widzę się w każdej z nich, bo czuję się swobodnie w każdym towarzystwie. Wszędzie się odnajdę. Czuje się fajnie w programach, gdzie mogę porozmawiać. Teraz modne jest w Polsce to, by kogoś na Twitterze "zgrillować", by zdobyć serduszka. Ale nie przejmuję się tym. Gdybym się przejmował, co o mnie piszą, to bym już 10 lat temu skoczył ze Sky Towera albo Pałacu Kultury w Warszawie. A że mam fajne życie, słońce świeci, nie ma śniegu, to sobie żyję z uśmiechem i tak te wszystkie komentarze czytam. Robię też papiery trenerskie. Ktoś mówi, że nie nadaję się na trenera, bo jestem za bardzo impulsywny i będę zbyt gorąco kierował uwagi do swoich zawodników. Ale może dyrektor? Może wrócę na Bliski Wschód, gdzie byłem i tam będę się rozwijał? Rok temu miałem propozycję bycia trenerem U21 w Katarze u trenera Jovovicia z Czarnogóry. On radził mi akurat, bym szedł w kierunku trenowania, mówił, że wiem więcej, dzięki trenerom, których poznałem, bo miałem z wieloma okazję współpracować. Wszystko sobie zapisuję, wszystko notuję. Zobaczymy, jak życie się potoczy, nie zamykam się na jeden kierunek. Po prostu chcę się rozwijać na kilku płaszczyznach, bo zamykanie się na jedną, to nie na dzisiejsze czasy. Rozmawiał Wojciech Górski