Zdobywca "Złotej Piłki" ma swoje credo "najcenniejsze rzeczy w życiu nigdy nie przychodzą łatwo". Pasują jak ulał do jego życiowej drogi i kariery sportowej. Ucieczka przed bombami Dziennikarze "France Football", magazynu, który organizuje najsłynniejszy piłkarski plebiscyt, odwiedzili niedawno rodzinne strony Modricia. Wraz z jego rodzicami Radojką i Stipe pojechali do jego krainy dzieciństwa, wsi, a właściwie osady Zaton Obrovacki, w paśmie gór Welebit, na północny-zachód od Zadaru. W ramach krótkiej wycieczki stanęli razem przed pozbawionym dachu opustoszałym domem. Tu mieszkał dziadek Luki. W grudniu 1991 roku serbscy milicjanci wywlekli go z domu i wraz pięcioma sąsiadami rozstrzelali z zimną krwią. Modrić dorastał podczas wojny. Matka po rozstrzelaniu dziadka opuściła wraz z dziećmi rodzinną miejscowość. Nie było wyjścia. Przedostali się do pobliskiego Zadaru i zamieszkali w hotelu Kolovare, służącym w czasie walk za przystań dla uchodźców wojennych. Ojciec służył w wojsku jako podoficer. Nie mówi o wojnie, cieszy się, że Chorwaci ją wygrali. Można się tylko domyśleć, że aby przeżyć musiał zabijać. Zadar wcale nie był oazą spokoju. Serbowie ostrzeliwali i bombardowali ten ważny strategicznie ośrodek. Mały Luka często grał w piłkę na parkingu hotelu Kolovare. Raz bomba trafiła w hotel, zabiła dwie osoby. Mały Luka usłyszał wcześniej ryk syreny. Był szybki i sprytny, zdążył uciec i schronić się w schronie. Mimo wojny, młode chorwackie dzieci z pasją oddawały się grze w piłce. Luka grał na ulicach, na hotelowym parkingu, a gdy miał siedem lat ojciec przyprowadził go do NK Zadar. Przez sport chciał go uczynić szczęśliwym, nauczyć dyscypliny i systematyczności. Trenował wraz z kolegami na zniszczonych przez bomby boiskach. Piłkarscy ślepcy w Hajduku Po latach jego koledzy wspominają Lukę jako chłopca, którzy miał zawsze na sobie za dużą koszulkę. Nie rósł, cały czas był mały. Próbował temu zaradzić. Przed treningami długie minuty wyciągał się na metalowej barierce, by rozciągnąć kręgosłup. Dziś mierzy 172 cm. Mimo że był wątły, odstawał warunkami fizycznymi od reszty kolegów, potrafił im narzucić własną wizję gry, motywować cały zespół. Kontrastowało to z jego posturą, ale poważanie zdobył dzięki umiejętnościom. Istnieje zapis wideo jednego z meczów Zadaru przeciw Sibienikowi na którym widać jak w wieku 11 lat Modrić grał w grupie ze starszymi o dwa lata chłopcami. To on wtedy rządził na boisku, przewyższał myśleniem, techniką kolegów z drużyny i rywali. Jego mentorem był pracujący z młodzieżą Tomislav Basic. Gdy zmarł cztery lata temu, Modrić przyjechał z Madrytu na jego pogrzeb. Wiele mu zawdzięcza, to Basić zarekomendował go później do Dinama Zagrzeb. Ale najpierw Luka próbował dostać się do szkółki Hajduka Split. Kibicował mu. W połowie lat 90. był to najpotężniejszy klub w Chorwacji. Grali tam Alen Boksić, Slaven Bilić, Aljosa Asjanowić. W 1994 roku Hajduk pokonał w eliminacjach Ligi Mistrzów Legię Warszawa. Modrić spędził na testach kilka dni. Trenerzy powiedzieli mu, że nie ma nadziei na karierę, bo jest za mikry. Nie miał też łatwego życia w drużynie. Rówieśnicy drwili z niego, wyśmiewali jego wiejskie pochodzenie. Jeden z późniejszych prezydentów Zadaru do dziś pyta się działaczy Hajduka: "A gdzie dziś jest Luka? No gdzie?". Twierdzi, że już wtedy Modrić grał tak jak dziś, tyle że nie miał wzrostu, a ci co tego nie widzieli, byli piłkarskimi ślepcami. Na piłkarskim polu bitwy W Zadarze Luka cały czas mieszkał w hotelach, nawet wtedy kiedy skończyła się wojna. Rodzice nie chcieli wracać w góry. Pracowali i chcieli zapewnić pracę dzieciom. Modrić trenował, ale równolegle uczył się w szkole gastronomiczno-hotelowej. Potrafi doskonale nakryć do stołu, świetnie zna się na winach. W końcu w 2000 roku trafił w wieku 15 lat do szkółki piłkarskiej Dinama Zagrzeb. Rozpoczął nowe życie. Zamieszkał w internacie. W Dinamie okazało się, że piłka nożna może stać się jego zawodem. Dostawał powołania do reprezentacji młodzieżowych, był ceniony w klubie. W pierwszej drużynie konkurencja była ogromna, trudno było na początku przebić się nawet do szerokiego składu. Gdy miał 18 lat, został wypożyczony do Zrinjskiego Mostar, do ligi bośniackiej. Tę ligę nazywano ligą rzeźników. Istniało powiedzenie: "Kto sprawdzi się w lidze bośniackiej, może grać wszędzie". Sędziowie nie zwracali tam uwagi na technicznie grających piłkarzy, z nogami trzeba było uciekać. A do tego dochodził jeszcze aspekt narodowościowy - Bośniak grał przeciw Serbowi, Chorwat przeciw Serbowi albo Bośniakowi. Modrić sprawdził się na tym piłkarskim polu bitwy doskonale. Tam otrzymał swoją pierwszą nagrodę indywidualną w karierze - kibice uznali go najlepszym zawodnikiem sezonu. Rok później - także na wypożyczeniu - grał w Interze Zapresić i zajął z nim drugie miejsce w lidze, za Dynamem. Zidane przewidział Złotą Piłkę Kiedy już wrócił do Zagrzebia to wrócił na dobre. Spędził w Dinamie trzy sezony i trzykrotnie wywalczył tytuł mistrza Chorwacji. Jako 21-latek zadebiutował w reprezentacji, w 2007 roku genialnie zagrał przeciw Anglii w eliminacjach Euro 2008. To Modrić pozbawił Anglików awansu na ten turniej. Po mistrzostwach Europy grał już w Tottenhamie. Śledzili go również skauci Arsenalu, ale Arsene Wenger - podobnie jak wcześniej trenerzy Hajduka - nie widział w wątłym Chorwacie kandydata na wielkiego piłkarza. Spurs zapłacili za Modricia 20 mln euro, cztery lata później sprzedali go do Realu Madryt za 30 mln. W Madrycie - tak jak w Dinamie - zdobywa trofeum za trofeum. Kiedy w 2016 roku funkcję trenera objął Zinedine Zidane, Francuz zaprosił Modricia do gabinetu. Powiedział mu, że nie wyobraża sobie drużyny bez niego, na nim chce oprzeć grę i jest pewien, że w przyszłości zdobędzie "Złotą Piłkę". Jak widać, Zidane rzadko się myli. Olgierd Kwiatkowski