<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-anglia-premier-league,cid,619,sort,I">Tabela, wyniki i strzelcy Premier League - Klijknij!</a> Nie tak miał wyglądać początek tego sezonu w wykonaniu zespołu FC Liverpool. "The Reds" przegrali aż 3 z 7 rozegranych w Premier League meczów i zajmują miejsce w strefie spadkowej ligi angielskiej. Drużyna z Anfield Road w ostatnich 4 spotkaniach ligowych zdobyła zaledwie 2 punkty i już na początku rozgrywek musi radzić sobie z kryzysem. W ostatnią niedzielę piłkarze z miasta Beatlesów przegrali ze skazywanym od początku sezonu na pożarcie beniaminkiem Premier League, Blackpool, 1-2. Po spotkaniu na głowy piłkarzy spadła fala krytyki. - Drużyna pokazała, że brakuje jej charakteru, z jakiego kiedyś była znana. Zapomnijmy o historii, tradycji, trenerze. Porażka z Blackpool to wina zawodników - stwierdził po klęsce Liverpoolu z drużyną z zachodniego wybrzeża Anglii były ulubieniec fanów "The Reds", Alan Hansen. Hansen, który obecnie pracuje jako ekspert w telewizji BBC, nie ma wątpliwości, że zespół musi pokazać znacznie więcej zaangażowania, jeśli marzy o tym, by wydobyć się z dolnych rejonów tabeli. - Jeśli taki mecz przytrafiłby się Liverpoolowi, gdy ten byłby w czołówce, to byłoby fatalnie, ale w momencie, gdy drużyna jest w strefie spadkowej? To zwykła hańba! - wściekał się Szkot, który w latach 1977-1991 rozegrał w barwach "The Reds" 434 mecze. Liverpool zajmuje obecnie 18. pozycję w lidze i ma tylko punkt przewagi nad zamykającym tabelę Premier League zespołem West Ham United. - Oczywiście można obwiniać właścicieli, czy menedżera, ale to drużyna jest na boisku i ona ponosi największą odpowiedzialność - nie pozostawia złudzeń Stevenowi Gerrardowi i spółce Hansen. Bardziej wyważone opinie wyrażał po ostatnich kiepskich rezultatach inny były zawodnik, a także menedżer Liverpoolu, Graeme Souness. - To najtrudniejszy okres w nowożytnych dziejach klubu. Menedżer Roy Hodgson zawsze wykonywał świetną robotę w klubach, które trenował, ale tym razem jego misja jest niemal tak trudna, jak ta, której niegdyś podjął się legendarny Bill Shankly - stwierdził Szkot. Shankly był menedżerem Liverpoolu w latach 1959-1974 i w ciągu 15 lat wyprowadził klub z dna tabeli drugiej ligi na europejskie salony. Obecny menedżer - Hodgson - podąża na razie w przeciwną stronę, ale Souness twierdzi, że angielski szkoleniowiec pokona trudności. - To potwornie ciężkie zadanie, ale myślę, że Hodgson dostanie czas na to, aby dobrze je wykonać. W Liverpoolu rzadko zmieniają menedżerów i jest to mądre rozwiązanie - podsumował. Głos w sprawie obecnej sytuacji klubu zabrali także zawodnicy. Holenderski napastnik Dirk Kuyt wypisał prostą receptę na ucieczkę z ognia krytyki. - Musimy po prostu zacząć wygrywać, to gwarancja lepszej atmosfery. Klęska z Blackpool była gorzką pigułką, ale musimy ją przełknąć. Teraz pora wybrnąć z sytuacji, jaką sobie zgotowaliśmy - mówił ostatnio. Słaba forma piłkarzy to jednak nie wszystko. W krajobraz kłopotów doskonale wpisują się także amerykańscy właściciele klubu, George Gillet i Tom Hicks, którzy gorączkowo szukają inwestorów zainteresowanych kupnem większościowego pakietu akcji klubu. Gillet i Hicks zupełnie nie radzą sobie z narastającymi długami, a kondycji finansowej klubu nie poprawiły nawet miliony funtów, jakie "The Reds" zarobili na sprzedaży Javiera Mascherano (za 22 mln euro do Barcelony) i Yossiego Benayouna (za 7 mln do Chelsea). Dzisiaj szczególnie Benayoun bardzo przydałaby się drugiej linii Liverpoolu, bo sporych nadziei nie spełnia jego następca, Serb Milan Jovanović. Angielskie media w poprzednim tygodniu obiegła wieść, że Jovanović nie czuje się dobrze na Anfield i chce odejść. - To bzdura, jestem tu nowy i myślę tylko o tym, aby prezentować się jak najlepiej. Nigdzie nie odchodzę - bronił się Serb. Tak naprawdę nikt jednak nie wie, co będzie dalej z Jovanoviciem. Podobnie zresztą jak z Fernando Torresem - hiszpańskim gwiazdorem, który zupełnie nie może odnaleźć dawnej, znakomitej formy. Dawno nie było w Liverpoolu tak źle, jak na początku obecnych rozgrywek. Gwiazdy - z wyłączeniem przyzwoicie prezentującego się Gerrarda - kompletnie zawodzą. Na drużynę już spadła pierwsza fala krytyki, a kumulacyjne uderzenie nadejść może lada chwila. Czy Roy Hodgson je przetrzyma? <a href="http://bartekbarnas.blog.interia.pl/">Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z nim na blogu!</a>