Planowane cacko w Stanley Parku, między obecnymi siedzibami Liverpoolu i Evertonu, mieć będzie 60 tys. miejsc, kosztować ma 300 mln funtów. Jeśli Liverpool i Everton nie zgodzą się na wspólny stadion, to miasto Liverpool nie dostanie szansy kandydowania do miana gospodarza mistrzostw świata w 2018 r. Anfield i Goodison Park nie spełniają bowiem kryteriów FIFA, a powstać może tylko jeden nowy obiekt. Jeśli Liverpool odpadnie, na pewno szansę wykorzysta Manchester ze swoimi ogromnymi Old Trafford i City of Manchester Stadium (znany też jako Eastlands). A Manchester to wielki i odwieczny rywal Liverpoolu, na każdym polu, nie tylko sportowym... Właściciele Liverpoolu Bill Hicks i George Gillet doprowadzili do zadłużenia klubu w wysokości 350 mln funtów. Szanse na zbudowanie nowego stadionu siłami FC Liverpool są w tej sytuacji minimalne. Everton do tej pory planował wyprowadzkę pod miasto do Kirkby gdzie miał zbudować stadion wspólnie z Tesco. Miasto Liverpool ma teraz inne plany odnośnie do swoich klubów, nie chce przespać szansy na finały MŚ i kolosalnego zarobku oraz promocji. Jak jednak przekonać zarządy obydwu rywali i ich kibiców aby używali tego samego stadionu? To co udaje się we Włoszech (np. Rzym, Mediolan, Turyn, Genua, Werona) nie jest już jednak praktykowane w Hiszpanii (choćby Barcelona, Madryt, Sewila) o Anglii nie wspomniawszy (Liverpool, Manchester, Londyn, Sheffield, Nottingham, Birmingham, Bristol). Samorząd Liverpoolu czeka nie lada ekwilibrystyka... Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL