Kiepskie nastroje panują w ekipie.Liverpool FC po odpadnięciu, z rywalizacji o Ligę Mistrzów, i słabej postawie w angielskiej Premiership. Liverpool w 11 ostatnich meczach odniósł tylko dwa zwycięstwa, trzykrotnie zremisował, a sześciokrotnie musiał uznać wyższość rywali. Drużyna z Anfield Road w lidze zajmuje siódme miejsce w tabeli i traci do liderującej Chelsea 13 punktów. Jak na zespół, który przed sezonem aspirował do walki o mistrzostwo Anglii, nie jest to bilans, który może napawać optymizmem przed zbliżającymi się derbami miasta. Pojawiły się także spekulacje, że nadchodząca konfrontacja, może być meczem prawdy dla szkoleniowca "The Reds" - Rafaela Beniteza, który według niektórych głosów wyczerpał kredyt zaufania włodarzy klubu. Hiszpan kategorycznie zaprzecza, jakoby jego pozycja na ławce trenerskiej była zagrożona. Jednocześnie odpiera ataki oponentów, którzy zarzucają "Rafie" złe przygotowanie piłkarzy do sezonu i nietrafione decyzje personalne. "Rozmawiałem z dyrekcją sportową klubu, i otrzymałem zapewnienia, że moja dymisja nie jest brana pod uwagę. Sam także nie zamierzam opuszczać drużyny. Gdybym chciał to zrobić, uczyniłbym to, tuż po zakończeniu ubiegłego sezonu. Zdecydowałem się pozostać pomimo tego, iż spodziewałem i obawiałem się wielu komplikacji. Doskonale zdawałem sobie sprawę z mocnej stawki rywali. Wiedziałem, co mnie czeka. Zespół jest dobrze przygotowany zarówno pod względem motorycznym, jak i taktycznym. Niestety splot różnych nieszczęśliwych wydarzeń, chociażby kontuzje sprawił, że nasza gra nie jest taka, jaką zakładaliśmy przed sezonem. Myślę, że limit pecha został wyczerpany i na stadionie Evertonu kibice znowu zobaczą silny zespół - zapowiada Rafael Benitez na łamach "La Gazzetta dello Sport". Szkoleniowiec może też liczyć na poparcie samych zawodników. Murem za Benitezem stoi najlepszy snajper "The Reds" Fernando Torres. "Benitez pokazał, że jest człowiekiem na właściwym miejscu do poprowadzenia Liverpoolu na szczyt. Kiedy klub potrzebował jego siły, był silny. Teraz wszyscy musimy wspierać się nawzajem, począwszy od trenera przez zawodników do sprzątaczek w klubie. Wszystko ma jeden cel, poprawienie wyników i sprawienie by fani byli szczęśliwi. Musimy się zjednoczyć, by zakończyć sezon w Premier League tak wysoko, jak to możliwe. Jestem przekonany, że zajmiemy miejsce w pierwszej czwórce. Liczymy też na dobry wynik w FA Cup i Lidze Europy. Na tę chwilę turniej ten jest priorytetem dla klubu. Nikt nie spodziewał się, że odpadniemy z Ligi Mistrzów, ponieważ w ostatnich latach regularnie wychodziliśmy z grupy. Wygraliśmy te rozgrywki w 2005 r., w 2007 graliśmy w finale. Potem były półfinały i ćwierćfinały" - wyjaśnił reprezentant Hiszpanii na stronach oficjalnego serwisu internetowego Liverpool FC. "El Ninio", jest właśnie jednym z tych zawodników, który od dłuższego czasu zmaga się z kontuzją. Uraz pachwiny, którego Torres nabawił się trzy tygodnie temu, podczas meczu reprezentacji Hiszpanii nadal dokucza na tyle zawodnikowi, że nie jest wiadomym, czy napastnik znajdzie się w wyjściowej osiemnastce meczowej na derby Liverpoolu. Według słów Beniteza Torres na treningach prezentował się dobrze, ale ostateczna decyzja zapadnie po konsultacjach medycznych. Niezależnie od tego czy z Torresem, czy bez, Liverpool chcąc się liczyć na miejsce w stawce czterech najlepszych zespołów na koniec sezonu musi na Goodison Park zagrać zdecydowanie lepiej niż w 11 poprzednich meczach. W przeciwnym razie komplet punków zostanie w Liverpoolu, ale... w puli Evertonu.