- Gdy zatrzymano Antoniego F., wydawało mi się, że to tylko pojedynczy przypadek. Tymczasem sprawa zatacza coraz szersze kręgi. Wierzę jednak, że organa ścigania i powołana przez nas Komisja Etyki będą w stanie sobie z nią poradzić - powiedział na łamach "Życia Warszawy" prezes PZPN Michał Listkiewicz. - Nie wiem, czy to mnie usprawiedliwi w oczach moich krytyków, ale przypomnę, że Aleksander S. był szefem zespołu obserwatorów za kadencji mojego poprzednika. Kiedy zostałem prezesem, zlikwidowałem ten zespół. Nie miałem jednak podstaw, aby zabraniać dalszej pracy panu S. - stwierdził Listkiewicz. - Czy czuję się odpowiedzialny za to, co się dzieje? Jako prezes PZPN firmuję wszystko własnym nazwiskiem, jednak trudno wymagać, abym odpowiadał za przestępstwa innych. To tak, jakby obwiniać ministra zdrowia za to, że w Łodzi mordowano ludzi w karetkach. Czy ktoś z zatrzymanych nie zezna przypadkiem czegoś, co mnie obciąży? Nie ma takiej możliwości. Karierę sędziowską zakończyłem dziesięć lat temu, a obserwatorem nigdy nie byłem. Nie boję się aresztowania - podkreślił prezes PZPN.