Maciej Gaweł: Dlaczego jest pan zadowolony z wyboru Seppa Blattera na kolejną kadencję? Michał Listkiewicz: - Dlatego, że był zdecydowanie lepszym kandydatem niż jego rywal jordański książę Ali bin Al-Hussein. To postać anonimowa, nieznana, bez dorobku w piłce. Co więcej, książę Ali właśnie został odwołany z Komitetu Wykonawczego FIFA przez swoją własną federację. Kraje azjatyckiego zamieniły go na innego przedstawiciela, bodaj z Korei Płd. czy Bahrajnu. I to też świadczy o tym, że tam nie wykazał się dokonaniami. Przed wyborami wybuchł korupcyjny skandal. Określił pan to mianem intrygi politycznej. Czyjej i dlaczego w takiej chwili? - Ja nie powiedziałem, że to jest intryga, tylko zastanawiający jest moment i miejsce. Przecież tych panów można było zatrzymać wcześniej, skoro dochodzenie już długo trwało, i to w miejscu ich zamieszkania. Natomiast zatrzymane osoby jak sądzę są winne, bo trudno przypuszczać żeby tak potężna instytucja jak FBI strzelała ślepymi nabojami. Ale to nie ma nic wspólnego z Blatterem. Mimo wszystko ta afera położyła się na nim jakimś cieniem... - Oczywiście, że tak. I dlatego nie wygrał w sposób przekonywający w pierwszej turze. Powinna być druga tura, gdyby nie honorowe zachowanie księcia Al-Husseina, który widząc, że nie ma szans, po prostu zrezygnował. Jordańczyk wycofał się, bo pogodził się z przewagą Blattera, czy może był to taki rejtanowski gest - widzicie, tu nic się nie da zmienić. - Nie, tu nic nie miało wspólnego z rejtanowskim gestem. Po prostu przekalkulował głosy. W kuluarach mówiło się, że ma mieć około dziewięćdziesięciu, dostał bodaj siedemdziesiąt jeden, więc czysta matematyka wskazywała, że już nie ma szans. Michel Platini nawoływał Blattera do dymisji, namawiał Europę do głosowania przeciwko niemu. Mylił się? - Europa nie była do końca lojalna wobec tego wezwania do bojkotu, ponieważ spora część krajów europejskich jednak zagłosowała na Blattera. To skąd takie zachowanie Platiniego? - Tutaj jest jednak wielka polityka. To główne uderzenie szło nie z Francji, tylko z Anglii. Wystarczyło poczytać niesłychanie artykuły, wręcz linczujące Blattera. Chociaż ja nie głosowałem i nie miałem wpływu na wynik, to kibicowałem mu. Dobrze go znam, to jest dobry człowiek, po prostu porządny człowiek, który żyje tylko piłką. Może to jest jego wada, że mówi "FIFA to ja i ja to FIFA". To błąd, ale płaci za niego cenę. Wszyscy mówią mu - skoro ty jesteś FIFA, to odpowiadaj za działania wszystkich w FIFA. Ale na Blatterze bardziej ciąży sprawa, która prowadzą Szwajcarzy - czyli wybór gospodarza mistrzostw świata w 2018 roku w Rosji i 2022 w Katarze. To uderza bezpośrednio w Blattera... - Niekoniecznie. Blatter, jak powszechnie wiadomo, głosował za Stanami Zjednoczonymi, a nie za Katarem. Natomiast system głosowania jest taki, że decyzja należy nie do prezydenta, tylko do Komitetu Wykonawczego, który liczy ponad dwadzieścia osób. Tylko w przypadku remisu głos prezydenta jest decydujący. Zatem to nie uderza w Blattera. W Blattera uderza to, że zgodził się lub nawet zaproponował, żeby za jednym razem wybierać gospodarzy dwóch kolejnych mistrzostw. To był duży błąd, z którego się oczywiście wycofano już ze dwa lata temu. Teraz będzie jedno głosowanie, jedne mistrzostwa i jeden kraj. A rewolucyjną zmianą jest to, że już nie będą decydować panowie z Komitetu Wykonawczego, z których kilku okazało się nieuczciwych. Teraz będą głosować wszystkie federacje, czyli 209 państw. Powiedział pan, że wierzy w Blattera, bo to dobry człowiek. Ale kiedyś wierzył pan w polskie środowisko piłkarskie i gdy wybuchła afera korupcyjna, mówił o jednej "czarnej owcy". Czy teraz nie obawia się pan, że za Blattera też będzie trzeba przepraszać, bo zapukają do niego funkcjonariusze? - To by była moja klęska życiowa, gdyby zawiódł człowiek, któremu tak wierzę i ufam. Gdyby okazało się, że Blatter osobiście będzie miał jakieś zarzuty i okaże się, że zrobił coś bardzo złego, to ja się chyba załamię i już nikomu nie będę wierzył. A ja jestem człowiekiem dość łatwowiernym i wybaczającym. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że ja nie kultywuję w sobie nienawiści, z góry zakładam, że każdy poznany człowiek jest w porządku, że ma dobre intencje. Taki już jestem. A cena jest czasami rzeczywiście wysoka, i ta "czarna owca" będzie się pewnie wlokła za mną do końca życia. Ale ciągle twierdzę, że dziewięćdziesiąt procent ludzi, a może więcej, czy to w FIFA, czy w polskiej piłce, czy w ogóle w piłce na świecie, to są wspaniali ludzie, kochający po prostu ten sport.