<a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-europa-liga-narodow-polfinaly,cid,788" target="_blank">Liga Narodów: sprawdź szczegóły</a> A jednak się udało! Piętnaście lat czekała Portugalia na przełamanie klątwy, która prześladowała ją po Euro 2004. Po tamtym turnieju, organizowanym na własnej ziemi, gospodarze niespodziewanie przegrali w decydującym meczu z Grecją i nie za bardzo mogli się z tym pogodzić. Dzisiaj, po pierwszej edycji Ligi Narodów, wreszcie mogą powiedzieć, że gra u siebie wcale nie przynosi im pecha. Przed trzema laty podopieczni Fernanda Santosa po raz pierwszy zdobyli mistrzostwo Europy, teraz jako pierwsi w historii wygrywają Ligę Narodów, potwierdzając, że tamten tytuł wcale nie musiał być dziełem przypadku, a przynajmniej zaczął najlepszy rozdział w najnowszej historii portugalskiej piłki. Holandia postawiła jednak gospodarzom bardzo trudne warunki na stadionie w Porto. Zresztą, postawa "Pomarańczowych" to kolejny dowód, jak we współczesnym futbolu wszystko zmienia się bardzo szybko. Holendrzy nie grali na Euro we Francji, nie zakwalifikowali się na mundial do Rosji, ale to nowe pokolenie, które właśnie rozwija skrzydła pod wodzą Ronalda Koemana - z de Jongiem, z de Ligtem, przede wszystkim z van Dijkiem - może w najbliższych latach wiele zdziałać. Liga Narodów zdaje się być dopiero początkiem. Finał w Porto przez długi czas nie wskazywał, kto może zabrać ze sobą puchar. Owszem, gospodarze przejawiali więcej inicjatywy, wypracowali sobie lepsze okazje, ale nie potrafili zaskoczyć rywali. Ani Cristiano Ronaldo, ani Bernardo Silva. Problem Portugalczyków polegał na tym, że nawet jak przyspieszyli, niesieni dopingiem publiczności, to trafiali na holenderski mur, choć tym razem nie pomarańczowy. Virgil van Dijk zachowywał się w obronie jak generał, wspierany na środku przed de Ligta. O tym, że nie będzie łatwo przebić się przez taką defensywę już w pierwszym kwadransie przekonał się Ronaldo. Przy pierwszym bezpośrednim starciu z van Dijkiem odbił się od niego jak od ściany. Potem też nie mógł znaleźć sposobu (jak choćby w 28. minucie, kiedy został zablokowany), bo Holendrzy zostawiali mu zdecydowanie mniej miejsca niż Szwajcarzy w półfinale. Wtedy Cristiano przesądził sam o wyniku, strzelając hat-tricka (i przy okazji... 88. gola w kadrze), tym razem tak skuteczny już nie był. Nie musiał, bo to, co najważniejsze, wykonał Goncalo Guedes. Po godzinie gry były piłkarz PSG, a teraz Valencii znakomicie rozegrał akcję z Bernardo Silvą, a jego strzał niemal z linii pola karnego okazał się za mocny dla Cillessena. Bramkarz wprawdzie dotknął piłki, jednak nie mógł jej zatrzymać. Jak się okazało, to była decydująca akcja meczu. Portugalia zasłużyła na tego gola, choć zaraz potem Holendrzy mogli wyrównać po główce Depaya i przejęli nawet inicjatywę. Rui Patricio spisywał się jednak znakomicie, do końca broniąc wszystkie próby holenderskich napastników. Zresztą, po obydwu stronach zawodnicy domagali się rzutów karnych (L. de Jong, Moutinho), ale sędzia nie dopatrzył się nieprawidłowych zagrań, dlatego nic już nie mogło odebrać zwycięstwa Portugalczykom. Tym bardziej, że Holendrzy coraz bardziej się odkrywali, narażając się na kontry gospodarzy. Strzał Ronalda z wolnego tuż przed końcem również nic nie zmienił. Reprezentacja Polski nie miała jesienią szans w starciu z Włochami i z Portugalczykami w fazie grupowej Ligi Narodów. Dzisiaj jednak, na pocieszenie, możemy mieć przynajmniej odrobinę satysfakcji. Kadra Brzęczka okazała się bowiem gorsza od pierwszego triumfatora tych rozgrywek. Remigiusz Półtorak, Porto Portugalia - Holandia 1-0 (0-0) Bramka: 1-0 Guedes (60.)Portugalia: Patricio - Semedo, Fonte, Dias, Guereiro - Danilo, Wiliam (90.+3 Neves), Fernandes (81. Moutinho) - B. Silva, Ronaldo, Guedes (75. R. Silva)Holandia: Cillessen - Dumfries, de Ligt, van Dijk, Blind - de Roon (82. de Jong), Wijnaldum, de Jong - Bergwijn (60. van de Beek), Depay, Babel (46. Promes)