"To najbardziej niewybaczalny transfer z możliwych" - to fragment oświadczenia kibicowskiej grupy kibiców FC Kopenhaga działającej pod szyldem "Urban Crew". Wilczek, do niedawna reprezentant Polski, przed paroma dniami podpisał z tym klubem trzyletni kontrakt. Przywitany zostałby pewnie jeśli nie z entuzjazmem, to przynajmniej z nadziejami na udaną współpracę, gdyby nie jeden newralgiczny fakt. Otóż wcześniej przez cztery lata był zawodnikiem - a także kapitanem i królem strzelców w jego barwach - lokalnego rywala, Broendby IF. Efekt? Nagle okazało się, że 32-letni napastnik znalazł się w piekielnym potrzasku. Atakują go bowiem kibice obu zespołów. Fani Broendby postanowili spalić koszulki z jego nazwiskiem. Nazwali go judaszem i szczurem. W mediach społecznościowych kierują nawet pod jego adresem pogróżki. W jednej chwili stracił wszystko, na co zapracował u nich w latach 2016-2019. Ostatnie pół roku Wilczek spędził w tureckim Goeztepe SK. Nie spodziewał się, że powrót do ekstraklasy Danii wiązał się będzie z tak wielkimi nieprzyjemnościami.