Błaszczykowski nie jest łatwym rozmówcą. Życie go nie oszczędzało, a traumatyczne doświadczenia sprawiły, że zdobycie jego zaufania to zadanie niebywale trudne. Przez lata przecież Kuba nikomu ze świata mediów nie zaufał na tyle, aby opowiedzieć o swojej największej tragedii - morderstwie matki dokonanym przez ojca. 11-letni chłopiec stracił w jednej chwili oboje rodziców. Widział zabójstwo na własne oczy, przeżył szok, po którym przez kilka dni nie jadł i nie wstawał z łóżka. Dopiero teraz wychodzą kulisy odebrania opaski Błaszczykowskiemu i przekazania jej "Lewemu". Pada nazwisko Bońka Musiało minąć wiele lat, aby Błaszczykowski nauczył się opowiadać o tym, co go spotkało. Na pełną skalę piłkarz otworzył się w 2015 roku, kiedy wraz z red. Małgorzatą Domagalik napisał książkę "Kuba". Uznał, że skoro już bierze się za biografię, nie będzie w niej tematów zakazanych. Pozycja okazała się hitem, sprzedawała się bardzo dobrze, a sam Błaszczykowski spotykał się z wyrazami wdzięczności czytelników, o czym mówił w wywiadzie z nami. Niespełna dziewięć lat później - już jako emerytowany sportowiec - Kuba raz jeszcze postanowił zaprosić nas do swojego życia. Nie uchylił drzwi do swojej prywatności - on wyrzucił je razem z futryną. W filmie czuć to raz po raz i bez wątpienia warto za tę autentyczność pochwalić tak głównego bohatera, jak i wszystkich innych rozmówców, a także rzecz jasna twórców, którzy byli w stanie wyciągnąć tak wiele znakomitych wypowiedzi. Film "Kuba" - recenzja Rzuciłem na wstępie jednoznaczną opinię - napisałem, że Błaszczykowski to niełatwy rozmówca. Wiedziałem to od dawna, a utwierdziłem się w tym przekonaniu po rozmowach z twórcami filmu. Producent Kacper Sawicki powiedział mi, że zanim w pobliżu Kuby pojawiły się jakiekolwiek kamery, osobiście spotkał się z głównym bohaterem kilkanaście razy, aby zbudować relację. To był strzał w dziesiątkę. Bo choć Kuba - co jeszcze raz podkreślę - nie jest łatwym rozmówcą, to kiedy już zdecyduje się komuś zaufać, wchodzi w narrację całym sobą. Nie ma tematów tabu. Nie ma mydlenia oczu. Nie ma półsłówek. To czuć w tym filmie od początku do końca. Błaszczykowski jest uczciwy względem ekipy filmowej i nas, widzów. Kiedy podczas jednego z dni zdjęciowych nie czuje się na siłach, aby opowiadać o zabójstwie matki, otwarcie o tym informuje. Nie chce przepłynąć po temacie, odhaczyć go i przejść dalej. Daje sobie czas. A kiedy wie, że nadszedł odpowiedni moment - szczęka opada. Błaszczykowski kontra działacze Na śmiałków, którzy decydują się realizować filmowe biografie wielkich sportowców, zawsze czyha jedno fundamentalne zagrożenie - hagiografia. Tutaj, na szczęście, nie ma o tym mowy. Błaszczykowski mierzy się z trudnymi pytaniami, pojawiają się wątki nieszczególnie dla niego wygodne. Nie ma też kolorowania rzeczywistości - skoro Zbigniew Boniek nie zdecydował się przyjąć zaproszenia do filmu, wybrzmiewa to na ekranie jasno i dosadnie. Generalnie rzecz biorąc, prezesi PZPN są jak czarne charaktery. Obrywa się i Bońkowi, i Lacie. Można tylko zastanawiać się, co byłoby, gdyby Błaszczykowski grał w reprezentacji za czasów Cezarego Kuleszy. Tego jednak nigdy się nie dowiemy - a być może szkoda... Film o Błaszczykowskim: Kuba a "Lewy" Bez wątpienia ciepłe słowa należą się natomiast twórcom za wątek dotyczący rzekomego konfliktu Błaszczykowskiego z Lewandowskim. Narracja budowana jest umiejętnie, śledzimy losy polskiej trójki w Dortmundzie (bo w środku tego wszystkiego był jeszcze przecież Łukasz Piszczek) w zasadzie od samego początku. Kiedy dowiadujemy się, że w pewnym momencie drogi rodaków się rozeszły, na ekranie pojawiają się... tak, tak, właśnie oni. Błaszczykowski, Lewandowski i Piszczek mierzą się z pytaniem, dlaczego w pewnym momencie relacja się odmieniła. Nie zdradzając szczegółów, mogę tylko napisać, że u każdego z nich słychać koncyliacyjny ton. Kiedy oglądałem te sceny, miałem wrażenie, że najchętniej cała trójka spotkałaby się w barze i pogadała jak kolega z kolegą. I w tym miejscu mam jeden malutki zarzut do twórców. Każdy z wymienionych wypowiada się bowiem osobno, w innym miejscu i czasie. A gdyby tak posadzić ich przy jednym stole... Nie tylko efekt filmowy byłby zapewne jeszcze lepsze, ale może i sami panowie w pełni oczyściliby swoje relacje i wyjaśnili to, co niewyjaśnione. *** Na koniec porównanie, od którego zacząłem - czyli "Kuby" z "Lewandowskim. Nieznanym". Robert uchylił drzwi do swojej prywatności, Kuba - wyrzucił je razem z futryną. W filmie sprzed roku więcej było ważenia słów, chłodnej analizy. Tym razem dostaliśmy czyste emocje. Po raz kolejny potwierdziło się więc, że biografie sportowców najlepiej jest kręcić po zakończeniu przez nich kariery. "Kuba", prod. Papaya Films, reż. Jan Dybus Film dostępny na Amazon Prime od 23.02 Jakub Żelepień, Interia