Po meczu Polska - Kazachstan wielu dziennikarzy zdziwiło się, że Leo Beenhakker po fatalnej I połowie w szatni nie nakrzyczał na piłkarzy. - Spokojnie nam przypomniał, jak mamy grać. Przypomniał o taktyce - relacjonował Ebi Smolarek. W wywiadzie dla "GW" Leo podkreśla, że nie było sensu krzyczeć, bo cała drużyna grała z poświęceniem. - Uwijali się jak ekipa strażaków przy pożarze. Kiedy zawodnik stara się grać jak umie, ale mu nie wychodzi, mogę go tylko wesprzeć - mówi nasz selekcjoner "GW". - Co innego, gdy piłkarz jest zbyt zrelaksowany, lekceważy rywala. Takiemu jestem gotów skopać tyłek. Co w przerwie Leo powiedział futbolistom? - Przypomniałem im, żeby grali nie tylko sercem, ale włączyli i głowy. Powiedziałem: "Zacznijcie grać w futbol, bo tylko dzięki temu wygracie". I tak właśnie zrobili - opowiada Holender. Beenhakker po raz kolejny podkreśla, że Maciej Żurawski - jeśli jest w formie, to jeden z nielicznych Polaków tak dobrze grających w piłkę. Holender miał założenie takie, że Marek Saganowski w pierwszej połowie "pomęczy" obrońców rywala, a później wejdzie "Żuraw", który będzie miał ułatwione zadanie. Leo w swoim stylu apeluje o nie wpadanie w euforię, choć awans do przyszłorocznych mistrzostw Europy jest już tak blisko. - Brakuje nam tylko jednego kroku - jednej wygranej w najbliższych dwóch meczach. Jeśli nie będziemy potrafili pokonać Belgii albo Serbii, będzie to oznaczało, że nie zasługujemy na wyjazd na Euro 2008 - mówi "Gazecie". Beenhakker, który mieszka na codzień w Brukseli, przestrzegł przed lekceważeniem odmłodzonej ekipy Belgii, gdyż ta na wyjazdach gra lepiej niż u siebie. Z Belgami zmierzymy się 17 listopada w Chorzowie. Więcej w "Gazecie Wyborczej".