Jako piłkarska społeczność wróciliśmy do tego, co lubimy najbardziej: do swoich dawnych przyzwyczajeń, czyli do narzekania, biadolenia oraz kłótni. Leo nie akceptował ludzi negatywnie nastawionych do pracy, do życia w ogóle. Wolał patrzeć na jasną stronę księżyca. Było to zresztą jedno z jego ulubionych powiedzeń, ale przede wszystkim dlatego, że on tak naprawdę myślał. Profesjonalizm, wiara we własne możliwości - te dwie cechy próbował wpoić wszystkim zawodnikom, których powoływał do reprezentacji Polski. W mediach nazywane to było albo magią Leo, albo bajerami. Takie podejście do piłkarzy rodziło skrajne opinie wśród ludzi z zewnątrz, gdyż było czymś innym, nowym, zwłaszcza w porównaniu z tym, co było wówczas powszechnie znane i uznawane za normę. Ale Leo był w tym autentyczny, szczery. Nie była to obliczona na efekt socjotechnika, tylko jego przekonania i system wartości. Do drużyny starał się dobierać zawodników nie tylko pod względem sportowym, ale i charakterologicznym. Liczyło się to, co dany zawodnik ze swoim potencjałem może dać drużynie. Poszczególni zawodnicy, jak Paweł Golański, Grzegorz Bronowicki, Grzegorz Rasiak, Arkadiusz Radomski, Radosław Sobolewski rośli pod jego skrzydłami, bo nagle okazywało się, że potrafią świetnie funkcjonować w tej drużynie. Wspominam te nazwiska, bo to są bohaterowie słynnego meczu z Portugalią w eliminacjach EURO 2008. Po tym spotkaniu zapewne każdy z nich patrzył na siebie w lustro i nie wierzył, że widzi w nim własne odbicie. Bo Leo pokazał i wyeksponował w nich to, o czym oni sami nie mieli pojęcia. Jego szczerość przejawiała się również w tym, że potrafił podejmować trudne decyzje. Niektórzy działacze, z którymi przyszło mu w Polsce współpracować, a także niektórzy dziennikarze starali się dowieść, że jego warsztat trenerski opiera się na tak zwanej bajerze. Było to bardzo krzywdzące, bo Beenhakker nie lubił przekonywać do swojego warsztatu słowami - czy to w wywiadach, czy w rozmowach z działaczami. On wyrażał swój warsztat tym, co robili na boisku piłkarze, jego drużyna. To jest w kontraście do tego, co robi obecny selekcjoner i niektórzy trenerzy klubowi, którzy starają się przekonać do swojego warsztatu słowami, statystykami, liczbami. Jeśli porównamy potencjał tamtej drużyny, która wywalczyła pierwszy w historii naszej piłki awans do mistrzostw Europy, a potencjał dzisiejszej, to chyba nie ma wątpliwości, gdzie ten potencjał jest większy. Z kadencji Leo Beenhakkera do historii przejdą wydarzenia, które poprzedzały to słynne spotkanie z Portugalią. Lecieliśmy wówczas po kiepskim meczu w Kazachstanie (wygrana 1:0) do Frankfurtu, gdzie kadra miała przygotować się do starcia z Cristiano Ronaldo i jego kolegami. Podróż zajęła prawie całą noc. Wszyscy spodziewali się, że po zameldowaniu w hotelu pójdziemy spać, około 14 spotkamy się na obiad, a wieczorem odbędzie się trening. Tymczasem Leo zapowiedział, że spotykamy się o 9 na boisku. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, ale zajęcia nie tylko się odbyły, ale na dodatek była to bardzo intensywna jednostka treningowa. Dwa dni później wygraliśmy z Portugalią. Jaki miały sens te zajęcia w takim momencie? Leo chciał udowodnić, że drużyna jest w stanie pokonać bariery, które wydawały się wszystkim być nie do pokonania. Że to, czego wymagał na treningach, mogło, a nawet musiało przekładać się na występy w meczach. Nie dasz rady trenować o 9? Jak to nie?! Nie damy rady wygrać z Portugalią? Jako to nie?! Jedna z jego głośniejszych wypowiedzi pomeczowych brzmiała: "W tym kraju w jednym momencie jesteś Bogiem, a za chwilę jesteś g... A ja nie jestem ani jednym, ani drugim". Leo próbował to zmienić, przekonać, że da się pracować i myśleć inaczej, nie popadać w skrajności. Jego myślenie w pewnych decyzyjnych kręgach w polskiej piłce było wówczas jak wołanie na puszczy. Niestety minęło tyle lat, a my jesteśmy znowu w punkcie, z którego Holender chciał nas przenieść w inną rzeczywistość. Chciał wpuścić trochę świeżego powietrza, ale okazuje się, że nam najlepiej jest gdy otacza nas taki swojski, dobrze nam znany zapach... Niezwykle mądry, dużego formatu człowiek, profesjonalista. Cieszę się, że mogłem poznać go osobiście i z nim współpracować czerpiąc z jego wiedzy i doświadczenia. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci a piosenka Katie Melua "Nine Million Bicycles", której często słuchaliśmy jadąc autem na obserwacje czy mecze, zawsze będzie przypominała mi jego osobę...