Wielu kibiców i dziennikarzy wychowało się na czytaniu takich mistrzów pióra jak nieżyjący już niestety Roman Hurkowski, Janusz Atlas i Paweł Zarzeczny. Na szczęście tacy giganci jak Jerzy Chromik i Stefan Szczepłek wciąż są wśród nas. Ten drugi w emocjonalnym poście na Facebooku napisał dziś: "dziękuję, wystarczy". Jego pożegnanie ukazało się dokładnie pół wieku od pierwszego tekstu podpisanego imieniem i nazwiskiem - 30 maja 1973 roku artykuł nosił tytuł "Juventus, drużyna Fiata", a zamieścił go dziennik "Sztandar Młodych", jako zapowiedź finału rozgrywek o Puchar Mistrzów Juventus - Ajax. Przez poprzednie półwiecze nazwisko Szczepłka kojarzyło się najpierw z tygodnikiem "Piłka Nożna", który trzeba było kupować spod lady, a przez ostatni czas z "Rzeczpospolitą" - dziennikiem dostojnym, szacownym i szanowanym jak Szczepłek. Stefan Szczepłek ma na koncie kilkadziesiąt publikacji książkowych, specjalna relacja łączyła go z Kazimierzem Deyną - na otwarciu muzeum Deyny w jego rodzinnym Starogardzie Gdańskim sam o sobie mówił, że jest naczelnym "deynologiem" kraju. 74-letni mistrz jest wielkim miłośnikiem futbolu warszawskiego, wieloletnim bywalcem stadionów Legii i Polonii, ale potrafi także w zajmujący sposób mówić o dawno zapomnianej "milicyjnej" Gwardii. Szczepłek bywał nawet tam, gdzie zabrakło polskich piłkarzy. Gdy w 1986 r. odpadli z meksykańskiego mundialu, mistrz został na miejscu, by na Stadionie Azteków być świadkiem jak w ćwierćfinale z Anglią, Argentyńczyk Diego Maradona strzela bramkę "ręką Boga", a zaraz bramkę stulecia albo nawet wszech czasów. Legendarny dziennikarz Stefan Szczepłek po pół wieku kończy pracę Mistrz Szczepłek poświęca również kilka gorzkich słów dzisiejszemu dziennikarstwu: - Gdybym dziś zaczynał pracę dziennikarską, nie doczekałbym żadnego jubileuszu. Szybko by mnie wyrzucono, bo wiedza, jaką sam zdobywałem jest w internecie, nie potrafiłbym znaleźć żadnej sensacji ani - tym bardziej - jej wymyślić. Piłkarzami, trenerami, dziennikarzami - bywamy. Ludźmi jesteśmy zawsze. Podkreśla to na pożegnanie Stefan Szczepłek: - Ale, być może największą wartością jest to, że ci, o których pisałem wczoraj i pół wieku temu chcą jeszcze ze mną rozmawiać. Mam dzięki temu znajomych w całej Polsce. - Praca była moim hobby, więc nie da się jej tak nagle zakończyć. Ale znacznie ograniczyć - jak najbardziej. Dziękuję wszystkim, którzy mnie czytali, słuchali lub oglądali. Było bardzo miło. Życzę każdemu, żeby robił to, co lubi. Mnie się udało - tak Stefan Szczepłek kończy wzruszające pożegnanie. Maciej Słomiński, INTERIA