Cantona w maju skończy 58 lat, ale patrząc na to, co zrobił już w życiu, ma się wrażenie, że przeżył sto lat. Po zakończeniu kariery w 1997 roku nie zniknął ze sceny. Wprost przeciwnie dopiero się na niej pojawił. Spełniał się w nowych zawodach tak jakby piłka nożna była tylko nieznaczącym epizodem w jego życiu. Krnąbrny uczeń Andrzeja Szarmacha Ale to byłaby nieprawda. Jeżeli Cantona jest znany na świecie to jednak przede wszystkim ze względu na to, co robił na boisku. W latach 90. XX wieku był jednym z najbardziej znaczących piłkarzy na świecie. Zanim to się stało było już o nim głośno w rodzinnej Francji. Mimo że urodził się w Marsylii, to karierę rozpoczął w prowincjonalnym Auxerre. Ten mały klub dzięki charyzmatycznemu trenerowi Guy Roux wyrósł na giganta francuskiego futbolu przede wszystkim za sprawą genialnie prowadzonej polityki wyszukiwania i szkolenia piłkarskich talentów. Roux przekonał do siebie Cantonę i sprowadził go do Auxerre. Tam przyszła gwiazda Manchesteru United spotkała Andrzeja Szarmacha. Polski napastnik, dwukrotny medalista mistrzostw świata, który do dziś jest najskuteczniejszym zawodnikiem w historii Auxerre, był piłkarskim nauczycielem Cantony, jego boiskowym mistrzem. We Francji grał jeszcze w rodzinnej Marsylii, której potęgę budował biznesmen Bernard Tapie. Nie przyjął się w wielkim OM. Był wypożyczany do innych klubów Bordeaux i Olympique Nimes. Od początków kariery Eric ujawniał krnąbrny charakter. Kłócił się z trenerami, kolegami z drużyny, sędziami. Przez Marsylię został zdyskwalifikowany, gdy w meczu towarzyskim z Torpedo Moskwa nie mógł się pogodzić z zejściem z boiska i rzucił z wściekłości koszulkę na murawę. W 1989 roku nie dostał powołania do reprezentacji Francji od trenera Henri Michel’a. Oburzony tym powołał się na swojego wielkiego idola z Hollywood Mickeya Rourke: "Ten facet powiedział, że ktokolwiek organizuje Oscary jest to kupa gówna. Myślę, że Henri Michel nie jest od tego daleko". Po tej wypowiedzi dostał roczne zawieszenie na grę w reprezentacji Francji. Grając w Nimes w meczu z Saint-Etienne nie mógł pogodzić się z podyktowaniem wolnego przez sędziego, więc rzucił w niego piłką. Dostał karę czterech meczów, a podczas posiedzenia komisji dyscyplinarnej nazwał jej członków "idiotami". Legenda Manchesteru United. Niespełniony w reprezentacji Francji Francuzi tak bardzo zrazili się do niego, a on do Francji, że postanowił opuścić ojczyznę. To było jedyne sensonwe rozwiązanie. Na początku 1992 roku był na testach w Sheffield Wednesday, ostatecznie podpisał umowę z Leeds, z którym po pół roku gry zdobył mistrzostwo Anglii. Potem narodził się "Król Eric". Cantona niespodziewanie przeszedł do Manchesteru United i zapisał się w historii "Czerwonych Diabłów" złotymi zgłoskami. Na Old Trafford sięgnął po cztery tytuły mistrzowskie i na zawsze podbił serca kibiców MU. Murem stanęli za nim, gdy w styczniu 1995 roku kopniakiem zneutralizował wyzywającego go kibica Crystal Palace. Ta sytuacja i dyskwalifikacja tylko wzmocniła legendę "króla Erica". Mimo uwielbienia, sukcesów, dosyć wcześnie, bo mając zaledwie 31 lat w 1997 roku pożegnał się z zawodowym futbolem - spełniony w klubie, niespełniony w reprezentacji Francji, z którą nie odniósł żadnych sukcesów. Zamiłowanie do malarstwa i fotografii Cantona w nowym życiu odnalazł się bardzo szybko. Już jako piłkarz miał tyle pasji, że potrafił uciec do nich w kryzysowych momentach. Po pochodzącym z Katalonii dziadku odziedziczył pasję do malarstwa. Krzątał się przy sztalugach jeszcze jako dziecko. Potem sam próbował malować, a podczas negocjacji transferowych z PSG (w którym nigdy nie zagrał) dostał od prezesa paryskiego klubu podobający się mu obraz współczesnego malarza. Potem kupował obrazy, wspierał artystów-malarzy. Miał za co. Śledził też prace uznanych fotografów. Kolekcjonował czarno-białe zdjęcia, a nawet klisze. Po piłkarskiej karierze wydał kilka albumów z pracami znanych artystów. A w 2009 roku fotografie osób, którym się w życiu nie powiodło. Dochód ze sprzedaży przeznaczył na Fundację Abbe-Pierre’a, popularnego we Francji katolickiego księdza, słynącego z działalności charytatywnej. Na boisku też grał jak aktor. Sceniczne życie Erica Cantony Najbardziej Cantona zaangażował się w aktorstwo. Do dziś zagrał w blisko 30 filmach i sztukach teatralnych. Grał role epizodyczne i bardziej poważne. Jeszcze jako piłkarz Olympique Marsylia uczestniczył w warsztatach aktorskich w lokalnym teatrze. Nauczył się wtedy grać. I widać to było także na boisku. Jego gesty, celebracja po strzelonych bramkach nie było wcale naturalnym zachowaniem, ale wyuczonym. Na boisku zachowywał się, szczególnie w MU, jak na scenie. Dopiero jednak w XX wieku rozwinął skrzydła w tej dziedzinie. W 2010 roku zagrał w Valenciennes w sztuce "Ubu skowany". "Ze sportowca z wielkim temperamentem przeistoczył się w artystę z ogładą" - napisał po premierze dziennikarz "Guardiana". W filmie "Szukając Erica" w reżyserii Kena Loacha zagrał samego siebie. Obraz zebrał dobre recenzje. Próbował też sił jako reżyser, choć głównie filmów dokumentalnych. Chciał w nich pokazać wielką moc piłki nożnej. Nakręcił dokument o wybitnych piłkarzach, którzy mieli - swoim zachowaniem i postawą - coś do powiedzenia także poza boiskiem, walczyli z lokalnymi dyktatorami, sprzeciwiali się wojnie, pomagali wykluczonym. Przygotował też film o historii piłkarskich derbów, o tym jak francuską piłkę tworzyli imigranci, w tym Polacy z Raymondem Kopą Kopaczewskim. Cantona polityk i piosenkarz to nieporozumienie Mniej sprawdził się Cantona jako polityk. Działał demagogicznie. Apel, aby jednego dnia wszyscy wyjęli pieniądze z banki i rozwalili system, nie poskutkował. A on sam wyjął pieniądze, by tego samego dnia ulokować je w innej placówce bankowej. Ostatni "Król Eric" postanowił zostać piosenkarzem. Jesienią ubiegłego roku rozpoczął swoje tournée promujące album "The Friends We Lost". Prapremiera odbyła się w Auxerre, gdzie niedawno zostało otwarte centrum treningowe im. Erica Cantony, potem wystąpił w Stoller Hall w Manchesterze i przyszedł czas na koncerty we Francji. O ile jednak w Anglii bilety rozchodziły się w kilkanaście minut, to we ojczyźnie na koncerty przychodzili tylko najwierniejsi fani. Były piłkarz Manchesteru United, Auxerre i Marsylii świetnie zachowuje się na scenie, ale muzycznie, próbując naśladować Leonarda Cohena, Boba Dylana prezentuje się słabo. "W innych okolicznościach, jeśli nie byłby gwiazdą, zostałby zdjęty ze sceny przez organizatora w obawie, że publiczność go zlinczuje" - napisał recenzent brytyjskiego dziennika "The Telegraph", "Nie chcę o tym mówić, w obawie, żebym nie musiał obejrzeć tego koncertu jeszcze raz w ramach powtórki VAR" - ironizował dziennikarz "The Independent". W tej roli Cantona się nie sprawdza, ale to czego dokonał jako piłkarz, aktor, reżyser filmów dokumentalnych doceniają nie tylko kibice. Olgierd Kwiatkowski