Ma swój piłkarski teatr marzeń Madryt (Santiago Bernabeu), ma go Barcelona (Camp Nou), a od teraz swoją wymarzoną arenę zyskał Lech Poznań. Już z daleka, podświetlony na niebiesko poznański Stadion Miejski prezentuje się imponująco, a od środka wypada jeszcze lepiej, w sporej mierze dzięki efektownej oprawie kompletu kibiców. W odróżnieniu od inauguracyjnego występu w LE na Stadio Olimpico w Turynie, tym razem mistrz Polski był skazany na atak pozycyjny i o stwarzanie sytuacji podbramkowych nie było tak łatwo. FC Salzburg odrobił zadanie z "obrony w strefie", a na dodatek szybkim startem do piłki utrudniał gospodarzom jej przyjęcie. Lech próbował atakować bokami, tak jak w 8. min, gdy z prawego skrzydła Grzegorz Wojtkowiak (uruchomiony przez Dmitrije Injacia) dogrywał przed bramkę (Austriaków uratowała interwencja Rabiu Afolabiego). Na pierwszy strzał czekaliśmy do 13. min, gdy Artjoms Rudnevs główkował nieco za wysoko po kolejnej akcji Wojtkowiaka. W pierwszym fragmencie spotkania komfort gry z kontrataku przypadł Salzbrugowi. Manuel Arboleda musiał się uganiać za Gonzalo Zarate, czy Duszanem Szvento. Z czasem Austriacy ruszyli również do pozycyjnego ataku. Simon Cziommer uderzył nad poprzeczką z pierwszej piłki po zagraniu Christiana Schweglera, a później strzału nożycami próbował Franz Schiemer, który nie trafił w piłkę podaną z rzutu wolnego przez Cziommera. Lech nie pozostawał dłużny: stadion ożywił się, gdy zbyt krótko wybitą przez Ibrahima Sekagayę piłkę od razu próbował wpakować do siatki Siergiej Kriwiec, jednak nie trafił na bramkę z 20 metrów. Przewagę optyczną po pół godzinie osiągnęli goście, którzy na połowie Lecha, grając na jeden, góra dwa kontakty, podchodzili coraz bliżej bramki Jasmina Buricia. I wtedy paradoksalnie o mały włos mistrzowie Polski nie strzelili dosyć przypadkowego gola: Sławomir Peszko z linii końcowej, z zerowego kąta, kopnął na bramkę, a Gerhardt Tremmel był bliski wrzucenia sobie piłki do siatki między nogami (34. min). Pazurki pokazał Szvento, który urządził sobie slalom między Wojtkowiakiem a Bosackim, a jego podanie do Alana w ostatniej chwili przeciął przytomny Arboleda. Gdyby "Manny" nie odczytał intencji Słowaka, nie mielibyśmy czystego konta bramkowego. Jeszcze przed przerwą mogło się ono zapełnić Salzburgowi: w 43. min w pole karne gości wpadł Peszko, ale zamiast strzelać z 15 m zakiwał się "na śmierć". Za moment "Peszkin" wywalczył piłkę na połowie rywala i oddał do Marcina Kikuta, którego uderzenie z 20 m sprawiło sporo kłopotów Tremmelowi. "Kolejorz" drugą połowę zaczął w rytmie pędzącej lokomotywy! Arboleda pięknym strzałem głową w lewy róg zamienił na gola ładną centrę Stilicia. Skąd stoper "Manny" znalazł się pod bramką rywala? Zapuścił się tam przy okazji rzutu rożnego. Dzięki tej bramce widowisko z niezłego zamieniło się w pasjonujące! Salzburg atakował z agresją wściekłego byka chcąc odrobić stratę. Po godzinie wyrównać mógł Szvento, który uciekł Kikutowi, lecz jego strzał instynktownie nogą obronił Burić. "Kolejorz" - niesiony niesamowitym dopingiem - próbował podwyższyć i groźnie kontrował (strzał Rudnevsa, kąśliwe dośrodkowania i próba lobowania Stilicia). Lech podjął rzucona przez rywala rękawicę. Zadziorny był już nie tylko Peszko, ale też Kriwiec, Stilić, Rudnevs, a nawet wprowadzony za kontuzjowanego Wotjkowiaka Jacek Kiełb. "Kolejorz" miał to, czego zabrakło mu w drugiej połowie hitowego spotkania z Legią - zespół grający w myśl zasady: "jeden za wszystkich - wszyscy za jednego". Dobra postawa Lecha nie oznaczała, że Austriacy w ogóle nie zagrażali bramce. Po bilardowym rozegraniu piłki uderzył Cziommer, ale dobrze ustawiony Burić złapał piłkę. Po drugiej stronie działo się jednak dużo więcej. Kibice, widząc Arboledę zapuszczającego się pod bramkę rywala na rzut rożny intonowali: "Teraz bramka musi być", ale Manuel był już pieczołowicie pilnowany. W 77. min powinno być 2-0, ale po kontrze trzech na dwóch Kriwiec przestrzelił. Co miało wisieć, nie utonęło: chwilę później Stilić popędził niczym rączy jeleń, jakby to była 5., a nie 80. minuta i doskonale obsłużył nadciągającego przed bramkę Peszkę, któremu pozostało tylko wpakowanie piłki do siatki! Szał radości na trybunach! Bohaterowie tej akcji pobiegli również cieszyć się z kibicami, bo na nowej arenie niema barier i jest to możliwe! Trzecim golem wygraną mistrza Polski powinien przypieczętować wprowadzony na ostanie minuty Artur Wichniarek, jednak po podaniu Stilicia minimalnie chybił. <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/lech-poznan-fc-salzburg,2360">Zobacz zapis relacji na żywo</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-liga-europejska-faza-grupowa-grupa-a,cid,637">Sprawdź terminarz i tabelę grupy A - Lech liderem!</a> Lech Poznań - FC Salzburg 2-0 (0-0) Bramki: 1-0 Arboleda (47. głową z podania Stilicia) 2-0 Peszko (80. Z podania Stilicia) Lech: Burić - Wojtkowiak (50. Kiełb), Bosacki, Arboleda, Henriquez - Kikut, Kriwiec, Injać (86. Drygas), Stilić, Peszko - Rudnevs (81. Wichniarek). FC Salzburg: Tremmel - Schwagler Afolabi, Sekagaya, Schiemer - Cziommer (77. Walner), Mendes, Leitgeb - Zarate (57. Jantscher), Alan, Szvento. Sędziował: Kristinn Jakobsson z Islandii. Żółte kartki: Injać, Stilić, Peszko i Wichniarek. Widzów: 42 tys. Michał Białoński, Andrzej Grupa, Poznań <a href="http://wyniki.interia.pl/mecz-manchester-city-juventus-turyn-2010-09-30,mid,408518">Manchester City - Juventus Turyn 1-1 - kliknij po szczegóły</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/">Wyniki 2. kolejki Ligi Europejskiej - strzelcy bramek, składy, tabele</a>