Przed tygodniem krakowianie mierzyli się z rezerwami Lecha Poznań i zdobyli trzy bramki. Wszystko wskazywało na to, że losy meczu są już praktycznie rozstrzygnięte, ale po przerwie drugi zespół "Kolejorza" trafiał raz za razem i w niespełna kwadrans zdobył aż cztery bramki. Piłkarze Hutnika musieli więc przełknąć wyjątkowo gorzką pigułkę, bo na 20 minut przed końcem meczu prowadzili jeszcze różnicą trzech goli, a ostatecznie wrócili do domów bez żadnego punktu. W niedzielę dramatyczny scenariusz się powtórzył. Tym razem Hutnik grał przed własną publicznością z Kotwicą Kołobrzeg i początkowo wszystko wskazywało na to, że powetuje sobie ostatnią wpadkę. Pierwsza bramka dla gospodarzy padła już w 8. minucie, później kibice byli świadkami dwóch kolejnych i na początku drugiej połowy krakowianie po raz kolejny wygrywali 3:0. Jak się jednak okazało, dla Hutnika taka przewaga znowu nie okazała się wcale bezpieczną. Po godzinie gry Kotwica strzeliła swojego pierwszego gola, a następnie raz po raz punktowała miejscowych. Wystarczył kwadrans i było 3:3, niewiele później kołobrzeżanie już wygrywali, a w doliczonym czasie gry przypieczętowali sukces odniesiony w niesamowitych okolicznościach poprzez swoje piąte trafienie. Wypuszczenie wysokiego prowadzenia, w dodatku drugi raz z rzędu, zostało źle przyjęte przez kibiców Hutnika. "Oddawać koszulki!" - niosło się po trybunach. Hutnik mógł być w czołówce W tabeli II ligi prowadzi Kotwica, która ma 30 punktów. Hutnik po dwóch kolejnych porażkach jest dziesiąty z dorobkiem 21 punktów. Gdyby piłkarze z Krakowa dwa razy nie wypuścili szansy z rąk, wówczas byliby drużyną ze ścisłej czołówki - mieliby 27 "oczek" i do lidera, którym nie byłaby już Kotwica, a Pogoń Siedlce, traciliby zaledwie 2 punkty.