"Na razie umowa nie została rozwiązana. Nastąpi to prawdopodobnie w piątek lub sobotę po naszym spotkaniu w Pucharze Polski z Górnikiem Łęczna" - stwierdził w "Życiu Warszawy" prezes Korony Wiesław Tkaczuk. Po parafowaniu dokumentów Dariusz Wdowczyk będzie musiał jednak wpłacić do kasy kieleckiego klubu 250 tys. zł, natomiast Andrzej Woźniak 50 tys. "Wdowiec" nie zgadza się z takim postawieniem sprawy. Uważa, że przyczynił się do rozsławienia marki Kolporter na tyle, że nie powinien teraz płacić rekompensaty finansowej za wcześniejsze rozwiązanie umowy. "W kontrakcie jest zapis, że jeżeli trenerzy wcześniej, niż zostało to ustalone, czyli przed końcem czerwca 2007 roku będą chcieli rozwiązać umowę, muszą zapłacić "kary umowne" - powiedział Tkaczuk. "Wysokość ekwiwalentu jest tam dokładnie zapisana. To właśnie 250 tysięcy, których żądamy od Dariusza Wdowczyka i 50 za Woźniaka. Pieniądze muszą trafić do klubowej kasy. Nie wiem, czy zapłaci za trenerów Legia, czy panowie Wdowczyk i Woźniak z własnej kieszeni. Dla mnie stroną są trenerzy. A to, w jakiej formie obaj panowie zapłacą ekwiwalent, uzgodnimy przy rozwiązaniu umowy - dodał prezes Kolportera Korony Kielce. "Znajdziemy z prezesem Klickim jakieś rozwiązanie. Wiele zależy od woli prezesa. Mam nadzieję że osiągniemy jakiś kompromis. W kontrakcie nie mam zapisu, że w razie zerwania umowy mogę żądać odszkodowania. Są punkty mówiące o tym jak można umowę rozwiązać, ale nie ma nic o płaceniu. Jestem w stałym kontakcie z prezesem Piotrem Zygą, zobaczymy co z tego wyjdzie. Ja już myślę o tym, jak Legia będzie wyglądała wiosną" - powiedział w "Przeglądzie Sportowym" Wdowczyk. "Nigdy nie mówi się nigdy, dlatego nie nie wiem, czy ta suma to ostateczne słowo prezesa Kolportera. Na pewno będziemy nadal dyskutowali. Zawsze jedna strona podaje argumenty, druga swoje, a w końcu trzeba znaleźć kompromis" - dodał "Wdowiec" Wdowczyk nie chce wyłożyć z własnej kieszeni pieniędzy, więc pertraktuje z przedstawicielami właściciela KP Legia SSA, Grupą ITI. Trener chciałby, żeby klub zapłacił choć część rekompensaty. "300 tysięcy złotych, to spore pieniądze, ale nie wiem, czy ta suma zraziła szefów Legii. Po prostu trzeba podjąć rozmowy i czekać na ich finał. Podchodzę do tego wszystkiego spokojnie, bez nerwowych ruchów" - przyznał przyszły trener Legii.