- Nie jest jeszcze tak źle. Rok temu po sześciu kolejkach mieliśmy zero punktów, a po siedmiu już trzy - pocieszał się pół-żartem, pół-serio mój kolega, wielki kibic "Pasów" Leszek Kabłak, gdy jego pupile przegrali z kretesem z ŁKS-em. Teraz, po kolejnej w pełni zasłużonej porażce ze Śląskiem, wiadomo już, że Cracovia jeszcze bardziej pikuje w dół, niż przed rokiem. A przecież teraz już nie ma równie łatwego do "łyknięcia" rywala, co bankrutująca rok temu Polonia Bytom. Jeśli kłopoty finansowe przeżywają Górnik Zabrze i Ruch Chorzów, to obydwa te kluby mają już bezpieczną przewagę nad "Pasami" (odpowiednio - 7 i 11 pkt). W układzie tabeli kibic najstarszego polskiego klubu optymizmu nie znajdzie. Na próżno go szukać również w terminarzu - "Pasy" zmierzą się na wyjeździe z Górnikiem i Podbeskidziem, a u siebie ze znacznie silniejszymi kadrowo - Lechem i Polonią Warszawa. Rok temu, zaprzyjaźniony "Kolejorz" przywiózł do Krakowa w prezencie trzy punkty, ale teraz to się nie musi powtórzyć, bo ekipa Jose Maria Bakero jako cel nadrzędny ma ligę (T-Mobile Ekstraklasę), a nie Ligę Europejską. Pociechy żaden pasiak nie znajdzie też patrząc na Jurija Szatałowa, ani też słuchając tego fachowca. Wygląda na zupełnie zagubionego, jest blady, brakuje mu spokoju i pewności siebie, co w tej robocie jest niezbędne. - Muszę się wyłączyć na kilka dni i spróbować wszystko zmienić - mówił Szatałow, ale czy ten dramat w pasy, to tylko jego wina? Jakąś jej cząstkę z pewnością ponosi, ale pewnie nie największą. Co takiego stało się w ciągu niespełna roku, że ze skutecznego szkoleniowca, za którego Cracovia płaciła 400 tys. zł, pan Jurij przemienił się w wielkiego przegranego? Zresztą nie tylko on. Współwłaściciel i prezes klubu, prof. Janusz Filipiak, razem z wiceprezesem Jakubem Tabiszem muszą usiąść i przeanalizować, dlaczego w ich klubie wykładają się największe tuzy polskiej i nie tylko (Szatałow jest Rosjaninem) myśli szkoleniowej? Przy Kałuży nie dawali rady: Stefan Majewski, Stefan Białas, Albin Mikulski, Artur Płatek, Rafał Ulatowski, ani nawet Orest Lenczyk. Każdy z nich był do niczego? Ktoś powie, że wiodło się Wojciechowi Stawowemu, ale w związku z przeciekami z wrocławskiej prokuratury o "wspomaganiu", na jakim miały wywalczyć awans do Ekstraklasy "Pasy", przemilczmy ten przypadek. Przecież teoretycznie Cracovia ma wszystko, co trzeba, by walczyć nie o utrzymanie, tylko o puchary: stabilizacja finansowa, piękny stadion, kibice, wspaniała tradycja.... Brakuje tylko jednego - atmosfery, bez której w sporcie nie ma sukcesów. To nie fabryka, gdzie wystarczy robotnikowi płacić, kadrze menedżerskiej dać służbowe autko i wszystko hula. Dobrze ujął to w Canal+ były piłkarz m.in. "Pasów" - Maciej Murawski. - Jeżeli piłkarz w tygodniu codziennie jest w klubie "czołgany", to trudno się spodziewać, by w sobotę wyszedł na boisko i kogokolwiek oczarował - powiedział trafiając w sedno. Murawski ukuł też ciekawą teorię zgodnie z którą do złej doli Cracovii pośrednio przyczynia się .... Wisła. - Wiadomo, klub z drugiej strony Błoń, który zdobywa mistrzostwo za mistrzostwem, podczas gdy Cracovia musi bronić się przed spadkiem, a jej kibice nie czują się gorsi od tych z Wisły - dowodził Murawski. Coś w tym jest. Niedawno, Zibi Boniek zastanawiał się w swym felietonie, czy Partia Przyjaciół Żewłakowa (Michała, obrońcy Legii) będzie równie mocna po porażce warszawian u siebie z Podbeskidziem. W derbach stolicy "Żewłak" miał pecha, poślizgnął się i tak jego zespół stracił gola na 1-1. Chór zwolenników powrotu pana Michała do kadry pewnie znowu przycichnie. Aż do następnego potknięcia Arka Głowackiego. To nic, że "Głowie" zdarzają się gafy, ale w konfrontacji z tuzami pokroju Niemców, czy Interu Mediolan. I tak to się kręci. Dyskutuj o artykule na blogu Michała Białońskiego