Wpływ obecnego kryzysu i drożyzny na futbol są w Polsce nieporównywalne z tymi z przełomu lat 20. i 30. Wtedy ludzie tracili dorobek życia, popełniali samobójstwa. W latach 1929-33 na świecie szalał ogromny kryzys gospodarczy, który odbił się także w Polsce i miał przełożenie na piłkę nożną. Kluby znalazły się w fatalnej sytuacji. Finansowo ledwo dawały radę. Zarówno te duże jak i małe. Wystarczy, że przytoczymy kilka spraw, którymi regularnie zajmował się 90 lat temu Śląski Związek Piłki Nożnej. Kara w wysokości 3 zł W styczniu 1932 roku uznano zasadność pretensji KS 20 z Bogucic względem Czarnych Chropaczów (z tego klubu wyjdzie po wojnie fantastyczny skrzydłowy Roman Lentner) "w ten sposób, że KS. Bogucice otrzymuje od KS. Czarni zwrot wypłaconego odszkodowania w wysokości 6 zł, a to z powodu tego, że nie grał w zawodach zupełny, według umowy, skład drużyny". 6 złotych! Z kolei prośbę Strzelca Szarlej o zniesienie kary w wysokości 3 zł nałożonej przez Wydział Gier i Dyscypliny za niezgłoszenie do związku zawodów w dniu 6 grudnia 1931 roku odrzucono jako nieuzasadnioną. 3 złote! CZYTAJ TAKŻE: Mistrz Polski wrócił do ekstraklasy. Koledzy są zachwyceni Za to wszystkim klubom i towarzystwom sportowym wysłano nowy statut Śląskiego OZPN-u. Cena jednego egzemplarza wynosiła 2 zł, kwotą tą obciążył już skarbnik bez pytania wszystkie kluby i ujął w zestawieniu zamknięcia bilansowego. Najpierw konserwy, przy okazji korona króla strzelców Bezrobocie było ogromne, codzienne gazety nieustannie apelowały żeby pamiętać o trudnej sytuacji bezrobotnych. W kwietniu 190 roku liczba bezrobotnych na Górnym Śląsku wynosiła 34 521 robotników. Zdarzało się, że piłkarze rozgrywali mecze, z których dochód był przeznaczony właśnie na ten cel jak choćby w sierpniu 1932 roku w Królewskiej Hucie z udziałem kombinowanych drużyn m.in. AKS-u i Kresów. Śląscy piłkarze często szukali pracy poza regionem, przy okazji zmieniali też kluby, bo wówczas praca, a nie gra w piłkę była najważniejsza. Przykładem są losy Rochusa Nastuli, pierwszego Ślązaka, który został królem strzelców polskiej ekstraklasy. Ten robotnik z Lipin wyemigrował za chlebem na kresy. Dość łatwo było go sprowadzić - dostał pracę na lwowskim Zniesieniu w fabryce konserw mięsnych i owocowych, bekonów oraz przetworów. Należała ona do dra Zygmunta Ruckera, sponsora drużyny Czarni Lwów, wcześniej krótko prezesa tego klubu. Konserwy Nastula dostawał za darmo albo za symboliczną opłatą, obdarowywał nimi potem znajomych ze Śląska. Poza domem Nastula spędził trzy sezony, od razu - w 1929 roku - został królem strzelców polskiej ligi. Przyczyniły się do tego hat-tricki strzelane śląskim drużynom na wyjeździe - Ruchowi (4-2) czy 1. FC Katowice (6-0). Przez trzy lata Nastula strzelił 56 goli dla Czarnych, potem wrócił do rodzinnych Lipin. Zamówienie od rządu argentyńskiego Sytuacja opartego na przemyśle Górnego Śląska była na przełomie lat 20. i 30. szczególnie trudna. W styczniu 1932 roku właściciele kopalń chcieli wprowadzić 21% obniżki płac w górnictwie. Ludzie tracili pracę, bo zdarzało się, że z dnia na dzień zamykano zakłady - jak choćby nieistniejącą dziś Hutę Baildon w styczniu 1932 roku, kiedy robotnicy, którzy przyszli wczesnym rankiem jak zwykle do pracy zastali warsztaty zamknięte i "oświadczono im, że z powodu braku zamówień i pieniędzy - huta na jakiś czas zostanie unieruchomiona". Zdumieni robotnicy zrobili szybkie zebranie, na którym ogłosili protest, ale rozeszli się na wezwanie przybyłej szybko policji. Gazety donosiły w tym samym czasie, że los sprzyjał Hucie Batory, która wówczas nosiła jeszcze nazwę Huty Bismarcka. Etaty miało w niej kilku piłkarzy Ruchu Wielkie Hajduki. Huta dostała oto zamówienie od rządu argentyńskiego na... 105 kilometrów rur, to zajęcie miało zapewnić pracę robotnikom na osiem miesięcy. Ruch dość często popadał w tamtym czasie w tarapaty. Ciągłe długi sprawiały, że groziły mu walkowery - jak choćby w listopadzie 1929 roku kiedy "Przegląd Sportowy" donosił, że Ruch znalazł się w takiej właśnie przykrej sytuacji. Oddanie punktów groziło mu za mecze rozegrane od połowy poprzedniego miesiąca, bo nie uiścił długu. Do zabrania punktów jednak nie doszło. Jednak w kolejnym, 1930 roku po towarzyskim meczu Ruchu z Dębem Katowice cały dochód ze spotkania zajął egzekutor długu. A gdzie są diety? Piłkarze nie zamierzali grać za darmo choć przecież oficjalnie zawodowstwo było zabronione. Dochodziło więc do takich sytuacji jak w sierpniu 1932 roku kiedy z niecodziennych przyczyn nie doszedł do skutku mecz między klubem z Szopienic a Iskrą Siemianowice. Do meczu nie doszło a działacze musieli zwrócić pieniądze za bilety, bo... zastrajkowali piłkarze Iskry. "Strajk wybuchł na tle diet, jakie otrzymują gracze przy występach footballowych. Fakt ten jest nad wyraz smutny i świadczy o zgniliźnie jaka zakradła się w nasze amatorskie stowarzyszenia sportowe" - narzekali dziennikarze, choć z dzisiejszego punktu widzenia ówczesne pretensje piłkarzy są jak najbardziej zasadne i zrozumiałe. Jedno jest pewne: gdyby dzisiejszych piłkarzy przenieść wehikułem czasu do roku 1932 - nie odbyłby się żaden mecz. Nawet jeden.