"Reyes de Europa" (Królowie Europy napisała "Marca", umieszczając w tytule relacji nazwisko bohatera spotkania, Jose Reyesa, zdobywcy pierwszego gola. "Supermistrzowie" - wtórował "AS", po spotkaniu określonym przez madrycką gazetę jako "meczysko", które przejdzie do historii "Los Rojiblancos". Hiszpańskie media zgodnie głoszą, że Inter stanowił tylko cień dla rozpędzonego Atletico, które agresją, taktyczną dyscypliną, precyzją i łatwością konstruowania ataków nie pozostawiło wątpliwości, do kogo należał piątkowy wieczór. W minionym sezonie Atletico rozegrało aż 62 mecze, najwięcej w całej Europie: 38 ligowych, dziewięć w Pucharze Króla, sześć w Lidze Mistrzów i dziewięć w Lidze Europy. Gwiazda klubu Diego Forlan miał na koncie jeszcze siedem spotkań mistrzostw świata. W piątkowy wieczór po żadnym zawodniku z Hiszpanii nie było widać zmęczenia okresem przygotowawczym czy morderczym sezonem. Sezonem pełnym wzlotów i upadków, a przy tym najlepszym od kilku dekad. Z przedsionków piekła... Trudno sobie wyobrazić, by droga na Stadion Louisa II w Monako mogła stać się dla kogoś bardziej wyboista. Być może żaden zespół w historii futbolu nie przeszedł tak głębokiej przemiany w tak krótkim czasie. Z otchłani na szczyt, Atletico przeniosło się windą z napędem rakietowym, choć nie obyło się bez turbulencji. "Czerwono-biali" fatalnie rozpoczęli ubiegłoroczne rozgrywki. Prowadzeni przez Abela Resino, legendarnego bramkarza Atletico, ale trenera pozbawionego niezbędnego warsztatu, piłkarze z Vicente Calderon zaliczali kompromitacje średnio co dwa tygodnie. Porażka 0-3 z Malagą, 2-5 z Barceloną, 0-3 z Osasuną czy 0-2 z Porto i 0-4 z Chelsea w Lidze Mistrzów. W dziesięciu pierwszych meczach sezonu rywale pięciokrotnie nie dawali Atletico żadnych szans. Stołeczny klub wygrał w tym czasie tylko raz - 2-1 z Realem Saragossa. Na dobrą sprawę, sezon 2009/2010 wydawał się już stracony. Klubowi działacze zrozumieli, że dalsze stawianie na Resino mogło zwiastować konieczność walki o utrzymanie w lidze, niewątpliwie rzadko spotykaną okoliczność wśród zespołów legitymujących się dziewięcioma tytułami mistrza Hiszpanii i dziewięcioma triumfami w Pucharze Króla. Enrique Cerezo i Miguel Gil Marin postawili na Quique Floresa, podobnie jak Resino - byłego piłkarza, w dodatku ze znienawidzonego Realu Madryt, ale już także trenera z solidnymi wynikami. To Flores wprowadził Getafe do pierwszej ligi, on odbudował Valencię po katastrofalnych rządach Claudio Ranieriego i doprowadził "Nietoperzy" do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. W Atletico miał tylko zacząć porządki budowę fundamentów pod nową drużynę. Wydawało się niemożliwe, że po bezowocnym roku uda się zatrzymać największe gwiazdy. ... do raju Jeszcze przed oficjalnym podjęciem pracy, Quique Flores z trybun Vicente Calderon oglądał jak jego przyszły zespół, grając z Realem Mallorca z przewagą dwóch zawodników, daje sobie w 90. minucie strzelić wyrównującą bramkę. Atletico przypominało wszystko, tylko nie zespół piłkarski. Twarz młodego trenera wydawała się wtedy bardzo zmęczona życiem. Ligi nie dało się już uratować, podobnie jak występu w Lidze Mistrzów. Trzecie miejsce w grupie dało jednak prawo udziału w Lidze Europy i to te rozgrywki - na równi z Pucharem Króla - stały się priorytetem dla Quique Floresa. Bez spokojnego przepracowania okresu przygotowawczego, bez własnych transferów, Flores zdołał tchnąć życie w martwą defensywę Atletico i rozruszać skostniały atak. Z młodzieżowej drużyny wydobył Davida de Geę, a ten wygrał rywalizację z kupionym w lecie 2009 roku Sergio Asenjo, ligową rewelacją sezonu 2008/09. De Gea podróżował do Monako z jeszcze dalszych krain niż jego koledzy. Nie minął rok, a z obiecującego bramkarza juniorów Atletico Madryt stał się bohaterem meczu o Superpuchar Europy, w 90. minucie broniąc rzut karny. Ligę Europy, przepustkę do walki o Superpuchar, "Los Colchoneros" wygrali w mękach i z łutem szczęścia. Ślizgali się z rundy do rundy, eliminując po drodze Galatasaray, Sporting, Valencię i Liverpool Rafy Beniteza, dla którego piątkowy mecz stał się nieudanym rewanżem na Floresie za porażkę sprzed czterech miesięcy. Flores rozegrał z Atletico łącznie 13 meczów w europejskich pucharach (Lidze Mistrzów, Lidze Europy, Superpucharze) i wygrał tylko cztery z nich, a zdobył dwa trofea. Wiedział, kiedy zwyciężać. Atletico doszło też do finału Pucharu Króla, ale uległo Sevilli. Powrót wielkiego Atletico wróżyliśmy w lipcu, gdy dyrekcja sportowa "Czerwono-białych" pracowała nad wzmocnieniami. Triumf w Superpucharze Europy i trafne transfery dodadzą "Los Rojiblancos" siły i wiary we własne możliwości. Wygląda na to, że sprawa mistrzostwa Hiszpanii wcale nie musi rozstrzygnąć się między Barceloną i Realem Madryt, a trenerskim sławom Guardioli i Mourinho, wyrósł godny rywal - Quique Flores. Łukasz Kwiatek