Hit Premier League na Stamford Bridge, w którym Manchester United odrobił trzy gole do Chelsea, dostarczył kolejnych argumentów przeciwnikom obecnego stanu Primera Division. Drugi i czwarty zespół na Wyspach wyreżyserowały horror, do czego przyłożył rękę jednak sędzia Howard Webb dyktując niczym nieuzasadniony drugi rzut karny dla United. Wchodzący w wielki futbol 21-letni Danny Welbeck posiadł już dużą biegłość w efektownym padaniu w polu karnym. Symulanci są zmorą futbolu "pożerającą" nawet największe spektakle, potrzebna jest zmasowana ofensywa przeciw nim. Niezwykły zmysł teatralny zademonstrował w sobotę także Pepe. Obrońca Realu Madryt zatrzymał ręką strzał gracza Getafe, po czym padł na ziemię łapiąc się za twarz. Królewski zespół bezdyskusyjnie panował jednak na Coliseum Alfonso Perez, jedynym stadionie, gdzie w tym sezonie "poległa" Barcelona. Real zasłużenie wygrał 1-0 po główce Sergio Ramosa, a Jose Mourinho mógł powiedzieć, że w takich meczach zdobywa się tytuł. Trener i gracze Realu czują, że przełom jest blisko, 7 pkt przewagi nad Barceloną zapewnia im komfort. Klub z Katalonii, który przez trzy lata utrzymywał rywala z Madrytu w głębokiej depresji, teraz sam się w niej pogrąża. Do końca sezonu zostało, co prawda aż 17 meczów, ale w poprzednich 17 Real stracił zaledwie trzy punkty. Jak gonić przeciwnika pędzącego z tak niesamowitą prędkością? Królewscy mają dziś 55 pkt i 71 goli, jeśli nie zdejmą nogi z gazu pobiją wszystkie historyczne rekordy Primera Division (99 pkt i 107 bramek). Katalończykom pozostanie, jako nagroda pocieszenia szansa na zwycięstwo w Gran Derbi na Camp Nou. Nie ma w wielkich ligach Europy drużyny skuteczniejszej w meczach wyjazdowych niż team Jose Mourinho. W 11 spotkaniach poza Santiago Bernabeu Real stracił zaledwie 5 pkt - ostatnie we wrześniu. Do tego można dodać trzy wyjazdowe triumfy w Champions League i dwa w Pucharze Króla plus remis na Camp Nou. W sumie jest to aż 17 spotkań poza domem i tylko 7 oddanych punktów. Wszystko to jeszcze raz pokazuje, jaka przepaść dzieli dziś Real i Barcę od pozostałych rywali z Primera Division. Gdyby wzorem meczu Chelsea - Manchester zderzyć drugą i czwartą drużynę ligi hiszpańskiej byłoby to starcie Barcelony z Levante. Bogacza i biedaka dzieli 16 pkt w tabeli, gdyby te same 16 pkt odjąć Levante, znalazłoby się na przedostatnim miejscu tuż przed Saragossą! Dysproporcje w Primera Division wciąż się pogłębiają - to absolutna fikcja, że o tytule myśli jeszcze ktoś poza parą kolosów. Oczywiście jako kontrargumentu można użyć meczu Barcelony z Sociedad, zakończonego na Camp Nou wynikiem 2-1. Tyle, że Pep Guardiola nie wystawił do gry sześciu graczy uznawanych za kluczowych (Xavi, Iniesta, Pique, Alexis, Villa, Pedro), a dwaj kolejni Busquets i Abidal weszli tylko na końcówkę. W pomocy i ataku rządzili chłopcy z "La Masii" (Thiago, Jonathan Dos Santos, Cuenca, Tello), z których nie wszyscy mają jeszcze wąsy. Odkryciem była postawa Cristiana Tello, 19-latek w drugim meczu ligowym (pierwszym w podstawowym składzie) zdobył gola i wypadł tak, że Guardiola nazwał go "pociskiem". Jeszcze niedawno jego gra u boku Leo Messiego wydawała się nieprawdopodobna, Espanyol chciał go zatrzymać w pierwszej drużynie, osobiście przekonywał go Mauricio Pochettino. Tello wyjaśnił jednak, że ma ranę w sercu po opuszczeniu "La Masii" i chcąc ją zagoić musi spróbować podboju Camp Nou. Do Barcy trafił w wieku 10 lat, kiedy klub z Katalonii ufundował mu szkolne stypendium w wysokości 3 tysięcy peset na miesiąc. Dziś, w obliczu plagi urazów w drużynie, Guardiola może patrzeć na zespół rezerw. Na Real na razie nie ma co patrzeć. Jest frustrująco daleko. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Wyniki, terminarz i tabela Primera Division Real od rana do nocy! Bądź na bieżąco i zaprenumeruj wszystkie informacje na jego temat! Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!