Jak opowiadają piłkarze Górnika, po meczu Koźmiński wpadł do szatni i krzyczał, że teraz to oni tam posiedzą godzinę, a dopiero potem pójdą pod prysznic. - Przez kilka dni atmosfera była kiepska. Ta reprymenda zrobiła na nas wrażenie. Poleciały ostre wyzwiska, okazało się, że szef ma bogaty repertuar. Nikt nie został specjalnie wyróżniony, dostało się każdemu po równo. Na prysznic czekaliśmy mniej niż godzinę, potem usłyszeliśmy, że mamy wygrać ze Świtem i trzaśnięcie drzwiami - opowiedzieli "Przeglądowi Sportowemu" anonimowo zawodnicy. Sam Koźmiński nie chciał komentować zdarzenia.