- Myślałem, ze nasi rywale to koszykarze albo rugbiści. Każdy ważył po 100 kilogramów. A walka taka, że aż kości trzeszczą. Jeden zemdlał i leżał pięć minut - dodał Kosowski. - Siłaczy najlepiej załatwić sprytem. Zwodzik, przekładeczka, wrzuteczka... i publika szaleje. Kibiców było 26 tysięcy, ale jak ryknęli to wydawało się, że jest ich 50 tysięcy - stwierdził. - Chyba się spodobałem, bo wszyscy powtarzają się mi "good job" - mówił Kosowski.