Z Romanem Koseckim wysłannik INTERIA.PL spotkał się w siedzibie jego szkółki piłkarskiej w podwarszawskim Konstancinie. Popularny "Kosa" opowiadał nam o tym, jak widzi przyszłość Legii Warszawa oraz opowiedział dlaczego polscy piłkarze przegrywają już nie tylko z Hiszpanami, ale także... z reprezentantami Luksemburga. INTERIA.PL: W Legii pojawili się nowi piłkarze, pojawił się nowy trener. Jaki wpływ będzie to miało na wyniki warszawskiego zespołu? Roman Kosecki: - Na pewno przyjdą też nowe, lepsze wyniki. Nikt nie będzie chciał dopuścić do tego, żeby powtórzyła się sytuacja z zeszłego sezonu, kiedy Legia nie zakwalifikowała się do europejskich pucharów. Legia jest takim klubem, który w każdym sezonie powinien walczyć o jakieś trofeum. Teraz przy tym nowym pięknym stadionie nikt w stolicy nie wyobraża sobie, żeby klub nic nie znaczył. Myślę, że w Legii zaczyna się teraz marsz w stronę coraz większego profesjonalizmu. Nie mam wątpliwości, że te dokonywane teraz transfery, wzmocnią drużynę, do tego jest w klubie fundament w postaci Akademii Piłkarskiej, która powinna dostarczać Legii wychowanków. Uważam, że w tej drużynie powinno być kilku charakternych warszawiaków, którzy potrafiliby wstrząsnąć szatnią w trudnym momencie. Myślę, że z każdym rokiem także transfery będą coraz bardziej spektakularne i wkrótce w Warszawie pojawi się jakiś piłkarz z pierwszych stron gazet, od którego wszyscy w klubie będą mogli się wiele nauczyć. Legia Warszawa po ostatnich transferach przekształca się w legię cudzoziemską. Jak pan sądzi, jak to będzie wpływało na atmosferę w szatni? - Bardzo wiele będzie tu zależało od trenera. Wiadomo, że w Legii już kiedyś była kolonia Brazylijczyków i wtedy to nie funkcjonowało dobrze. Maciej Skorża, nowy szkoleniowiec, będzie musiał jasno określić reguły, powiedzieć co wolno robić, a na co nie można sobie pozwolić w szatni stołecznego klubu. Żeby przyszły sukcesy, na które wszyscy czekają, trzeba stworzyć jeden zespół zarówno z Polaków, jacy są już w Legii, jak i z obcokrajowców. Uważam, że Skorża powinien poradzić sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Czasem żartujemy nawet, że jesteśmy podobni, bo obaj ograliśmy kiedyś wielką Barcelonę - on w Wiśle, ja w Atletico. Trzeba natomiast też jasno powiedzieć, że ci nowi gracze, choć sprowadzeni za duże pieniądze, nie będą gwiazdami, dopóki nie udowodnią tego na boisku. Takie sygnały dochodzą też do mnie z Legii - decydować ma forma, a nie to, gdzie w przeszłości grał dany zawodnik. Wspominał pan o nowym stadionie Legii. Obiekt rzeczywiście jest piękny, ale możliwe, że z powodu konfliktu klubu z kibicami trudno będzie go zapełnić. Gdyby Roman Kosecki był prezesem Legii, to jak rozwiązałby ten problem? - Przede wszystkim trzeba rozmawiać z kibicami i w ten sposób wypracowywać kompromis. Już jakiś czas temu trzy "dziesiątki", czyli ja, Czarek Kucharski i Darek Dziekanowski, zaoferowaliśmy pomoc w mediacji z kibicami, ale fani sami chcą się dogadywać z klubem. Powiem szczerze, że cały ten konflikt nie jest dla mnie do końca zrozumiały. Na pewno klub powinien pomagać kibicom w wyjazdach, sprawach organizacyjnych. Z drugiej strony wiem, że między kibicami jest kilka osób, które nie mają szczerych intencji. Kilka z tych osób swoim zachowaniem spowodowało wykluczenie Legii z pucharów na dwa lata, a teraz mieni się sympatykami warszawskiej drużyny. To często są zwykli bandyci, ludzie którzy siedzieli za kratkami. Dla nich nie ma miejsca na polskich stadionach! Powinni oni być eliminowani także przez samych kibiców. Jeśli kibicujemy, to dla dobra klubu i tych chłopaków, którzy zostawiają zdrowie na boisku, a nie po to, żeby przez to realizować jakieś ciemne interesy. Mamy EURO 2012, przyjedzie mnóstwo kibiców z całej Europy - naprawdę do niczego nie potrzebujemy zadymiarzy i chuliganów. Jeśli jest jakiś konflikt, problem, to trzeba rozwiązywać go poza stadionem, bo inaczej tracą wszyscy - kibice, prezesi, a przede wszystkim piłkarze. Kibice Legii, z jednej strony chcieliby jeździć za drużyną na mecze pucharowe do Madrytu, czy Londynu, ale nawet na własnym stadionie protestują. Czas się zastanowić czy to dobra droga. W Legii do drzwi pierwszej drużyny puka Pana syn - Kuba. Jaki wpływ na rozwój jego kariery ma fakt, że klub kupił kilku nowych graczy? - Trudno na razie powiedzieć. Kilka klubów wyraziło już zainteresowanie Kubą, na razie jednak czekamy na pierwszy obóz, gdzie sprawdzi go trener Skorża. Dopiero potem będzie można podejmować wiążące decyzje. Na razie Kuba zdobył statuetkę dla najlepszego gracza Młodej Ekstraklasy, to dla niego wielkie wyróżnienie i teraz tylko od niego zależy jak wykorzysta tę szansę. Wiadomo, że najgorsze dla niego byłoby teraz siedzenie na ławce rezerwowych, dlatego jeśli nie załapie się do pierwszej drużyny to prawdopodobnie zdecyduje się na wypożyczenie do innego zespołu, żeby zdobywać doświadczenie. Ma talent i duże możliwości. Teraz, tak jak mówiłem, najwięcej będzie zależało od tego pierwszego obozu. W piłce można zaobserwować dwa trendy - jedni stawiają mocno na wychowanków, a inni kupują ukształtowanych piłkarzy. Która z tych dróg jest Panu bliższa? - Już 10 lat prowadzę szkółkę piłkarską i dlatego postawiłbym raczej na wychowywanie piłkarzy, pracę od podstaw. Jeśli stworzy się dobre warunki, to dzieci mimo różnych pokus chętnie stawiają na piłkę. Obrazowo powiem, że aby wierzchołek piłkarskiego trójkąta - jakim jest reprezentacja - był wysoko, to mocna musi być podstawa, którą tworzą właśnie szkółki piłkarskie. Zawsze warto inwestować w młodzież. Czy w polskiej lidze widzi Pan takich piłkarzy, którzy kiedyś zrobią taką karierę jak Roman Kosecki? - Myślę, że interesującymi piłkarzami są teraz Lewandowski i Peszko. Obaj mają szansę na zrobienie dużych karier. Problemem polskich piłkarzy pozostaje to, że kiedy przychodzą do klubów zagranicznych spotykają się z wielkim profesjonalizmem i często nie są w stanie przestawić się na to, że tam jest ciągła rywalizacja - jest dwudziestu kilku zawodników na równym poziomie, a o tym kto zagra decydują niuanse. Można to odnieść do sytuacji w Legii. Jeśli ktoś zaczyna narzekać na to, że przychodzą tylko cudzoziemcy, a Polacy nie będą grać, to zapomina o tym, że nasi piłkarze skorzystają na rywalizacji o miejsce w składzie z lepszymi od siebie. Jakie są Pana prognozy na nowy sezon Ekstraklasy? - Przede wszystkim muszę powiedzieć, że cieszę się z awansu do Ekstraklasy drużyn z dużą marką w Polsce - Widzewa i Górnika Zabrze. Nie sądzę jednak, aby te zespoły walczyły z miejsca o najwyższe cele. Układ sił się nie zmieni - Lech, Legia, Wisła Kraków - to będą zespoły, które między sobą rozstrzygną kwestię mistrzostwa. Trudno prognozować kto będzie za ich plecami, bo nie zaczęły się jeszcze przygotowania. Na razie przyglądam się z zainteresowaniem transferom, śledzę doniesienia płynące z różnych drużyn, ale nie chcę wyrokować kto będzie w tym sezonie czarnym koniem. Młodzieżówka z pana synem Kubą w składzie przegrała ostatnio z Luksemburgiem, dorosła reprezentacja dostała srogą lekcję od Hiszpanów. Wypada więc zapytać - w jakim miejscu jest teraz polski futbol? - Powiem szczerze, że czasem dziwię się pomysłom rozgrywania meczów takich, jak ten z Luksemburgiem. Ci młodzi chłopcy mieli w swoich klubach urlopy i nagle ktoś wpadł na pomysł zwołania reprezentacji. Potem dostajemy baty z Luksemburgiem i jest ogólnonarodowa dyskusja. Jak ci zawodnicy mieli trenować, kiedy w klubach są pozamykane drzwi? Oczywiście są profesjonalistami i mogliby ćwiczyć sami, ale to nie to, co trening z drużyną. Nie skreślałbym jednak tych chłopaków, bo to nie oni wpadli na pomysł, żeby w środku urlopów grać sparingi reprezentacji. Trzeba jednak powiedzieć, że dobrze by było, jakby władze naszej piłki robiły takie zgrupowania i sparingi z głową. Analogiczna sytuacja jest z dorosłą kadrą - Hiszpanie szykowali się na mundial, a u nas selekcjoner bronił się, że nasi gracze są wyciągnięci z urlopów. Z drugiej strony taki kubeł zimnej wody niektórym naszym zawodnikom dobrze zrobi. To nauczka, która pokazała, że trzeba wziąć się do roboty. Jeżeli chodzi o pierwszą reprezentację, to za dużo jest tam podpowiadaczy selekcjonera, ludzi którzy sugerują kto powinien grać w kadrze. To nie jest dobre. A czy Roman Kosecki będzie kiedyś selekcjonerem? - Na razie mam bardzo odpowiedzialną pracę w sejmowej komisji sportu i podkomisji ds. EURO 2012. Ludzie mi zaufali więc staram się ich nie zawieść. Oprócz tego prowadzę szkółkę piłkarską w podwarszawskim Konstancinie. Na razie jest zatem co robić, ale kto wie co będzie za 5-6 lat? Skłamałbym, gdybym powiedział, że objęcie reprezentacji nie chodzi mi po głowie. A kto jest Pana faworytem na tegorocznym mundialu? - Przed mistrzostwami stawiałem zdecydowanie na Argentynę, ale muszę przyznać, że po ich ostatnich meczach martwię się o to, jak poradzą sobie w grze obronnej. Mimo potknięcia Hiszpanii ze Szwajcarią liczę na to, że w finale zobaczymy właśnie Hiszpanów i Argentyńczyków. Ostatnim wielkim faworytem jest Brazylia. Nie można zapominać o Holendrach i oczywiście Włochach, którzy mają drużynę turniejową i w długiej rywalizacji mogą znów osiągnąć dobry wynik. Rozmawiał: Bartosz Barnaś