Maciej Słomiński, Interia: Jak się do trenera zwracać? Po białorusku Uładzimir Hiewarkian, czy po rosyjsku Władimir Gieworkian? Władimir Gieworkian, trener III-ligowego Podlasia Biała Podlaska: - Oficjalnie na Białorusi należy się do mnie zwracać Wladimir Frangiesowicz Gieworkian. Gdy pracowałem z białoruskimi drużynami, zawodnicy zwracali się do mnie Frangiesowicz (jest to imię odojcowskie określane jako "otczestwo"). W Polsce osoby młodsze zwracają się do mnie per pan. U nas na Białorusi nie ma takiego słowa. Proszę opowiedzieć o swej karierze piłkarskiej. Na jakim poziomie trener grał i gdzie odniósł największe sukcesy. Może grał pan przeciw jakimś słynnym piłkarzom "Sbornej"? - Tamte czasy były zupełnie inne, niż teraz. Wtedy nie było takiego profesjonalizmu jak mamy dzisiaj. W pierwszej kolejności musiałem myśleć o studiach, a w dalszej kolejności o graniu w piłkę. Wszystko zależało od sytuacji życiowej. Po ukończeniu służby wojskowej dostałem się na studia w Wydziale Sportu Instytutu Pedagogicznego w Brześciu. Tam oprócz nauki grałem w akademickiej drużynie piłkarskiej. W 1981 roku po ukończeniu studiów dostałem ofertę gry w Torpedo Żodino. Tam grałem przez siedem lat. W pierwszym roku zdobyliśmy mistrzostwo i puchar Białoruskiej SRR. Mistrz tych rozgrywek mógł w następnym sezonie przystąpić do drugiej ligi ZSRR. Na najwyższym poziomie rozgrywkowym w ZSRR nie zagrałem, nie było takiej możliwości. W Żodino dostałem mieszkanie, zarobki tam były większe, niż w klubach z niższych lig obejmujących cały teren ZSRR. Mogłem zapewnić godny byt swojej rodzinie. W zwykłej pracy można było zarobić około 150 rubli, a grając zawodowo w Torpedo mogłem liczyć na pensje około 250 rubli. Po pierwszym sezonie w Żodino miałem propozycję z Witebska, grającego wówczas w drugiej lidze ZSRR. Dostałem telegram, aby pojechać z drużyną na obóz. Mój wyjazd mógłby skutkować utratą mieszkania, więc z propozycji nie skorzystałem. Nie mogłem rzucić wszystkiego i pojechać do klubu, który nie wiadomo czy zapewniłby mi takie warunki jak w Żodino. Przez wiele lat jako trener czy potem dyrektor był pan związany był z Dynamem Brześć. Jakie były koleje tego klubu po upadku komunizmu. - Kiedy zakończyłem grę w Żodino, wróciłem do Brześcia. Przygodę z Dynamem zacząłem od pracy w szkole sportowej. W 1991 roku zostałem II trenerem w pierwszej drużynie. Po dwóch latach zostałem "starszym" trenerem - w sztabie szkoleniowym istniała następująca hierarchia: trener, starszy trener, II trener. Od 1994 do 1997 roku pracowałem jako trener Dynama Brześć, będąc jednocześnie jego prezesem. Finansowo wówczas było bardzo ciężko, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Mimo to zawsze plasowaliśmy się w pierwszej dziesiątce białoruskiej ekstraklasy. Miałem wtedy wielu przyjaciół, którzy byli dyrektorami zakładów produkcyjnych w Brześciu. W ramach współpracy przekazywali swoje produkty klubowi, który zarabiał na ich sprzedaży. W 1997 roku byłem już tylko trenerem. Zawarłem wówczas z prezydentem miasta dżentelmeńską umowę: Jeżeli zajmiemy po pierwszej rundzie szóste miejsce lub wyższe dostanę umowę na czas nieokreślony, a jak zajmiemy miejsce od siódmego w dół - odchodzę z klubu. Zajęliśmy siódme miejsce ze stratą jednego punktu do szóstego, co skutkowało moim odejściem. Ze mną odeszło siedmiu zawodników. Po dziesięciu latach wróciłem na stanowisko pierwszego trenera. Zdobyliśmy wtedy pierwszy w historii Dynama Puchar Białorusi. Moja drużyna w 80% była oparta na zawodnikach pochodzących z Brześcia. Jak wygląda obecnie życie na Białorusi w dobie koronawirusa? Bardzo się różni od normalnego? Czy szkoły i sklepy są otwarte? - W państwie kwarantanny nie ma. Nie ma obowiązku chodzenia w maskach. Kto chce zakładać - zakłada, kto nie chce - nie zakłada. Szkoły i sklepy są otwarte. W szkołach nie było obowiązku uczęszczania na zajęcia. Taki obowiązek funkcjonuje dopiero od poniedziałku 11 maja. Niektóre kawiarnie i restauracje są zamknięte, dlatego że ludzie przestali do tych miejsc chodzić. Hotele też w większości są zamknięte. Brześć jest miastem turystycznym i wiele zależy od turystów. W dobie koronawirusa cała turystyka została zatrzymana. Odgórnie nie ma żadnych zakazów dotyczących ich funkcjonowania. Jak w każdym kraju ludzie chorują. Osobiście nie widzę dużej tragedii. Moim zdaniem można porównać tę chorobę do grypy, na którą ludzie też umierają. Koronawirus jest bardzo rozdmuchany przez media. 9 maja była w Mińsku parada z okazji Dnia Zwycięstwa. Ludzie starają się normalnie funkcjonować. Sam chodzę na basen i codziennie ćwiczę, żeby podtrzymywać fizyczną sprawność. Chcę wrócić do zajęć z moimi zawodnikami i pracować dalej, a nie siedzieć w wygodnym fotelu przed telewizorem. Ja choruję tylko na piłkę i czekam z niecierpliwością kiedy będę mógł wrócić do normalnych zajęć. Nigdy w życiu nie pracowałem przez internet. Jak się czujecie jak ostatni piłkarscy Mohikanie? Cała Europa patrzy na Białoruś, nigdzie indziej nie ma meczów. Zaraz będą, ale przez blisko dwa miesiące graliście tylko wy. - Każdy człowiek powinien żyć swoim życiem. Tak samo powinno być z państwami. Nie musimy iść jak przysłowiowe stado baranów za innymi państwami. Jestem daleki od polityki. Wszystko zależy od człowieka. Jeżeli do tej pory dbałem o zdrowie i sprawność, to będę za tydzień chory? Nie wydaje mi się. Czy macie dużo sygnałów ze świata o zainteresowaniu waszą ligą w czasie pandemii? - Zainteresowanie naszą ligą jest duże. Transmitowana jest nawet w Australii. Ligą białoruską interesują się nawet media francuskie i hiszpańskie. Gdyby nie było koronawirusa, nasza liga nie wyszłaby poza lokalne podwórko. W ten sposób zawodnicy mogą się bardziej wypromować, co przełoży się na zainteresowanie zespołów z mocniejszych lig. Obecnie komentuję mecze brzeskich drużyn dla jednej z białoruskich telewizji - Jasna TV jest związana z białoruską federacją. Czy są jakieś restrykcje co do wchodzenia na mecze? Na Białorusi przełożono ostatnio dwa mecze z powodu podejrzenia koronawirusa u piłkarzy... - Restrykcji żadnych nie ma, lecz na mecze przychodzi znacznie mniej osób niż wcześniej. Patrząc na Dynamo Brześć, wcześniej chodziło tam średnio osiem tysięcy osób. Teraz na mecze przychodzi około tysiąca. Istnieje zalecenie, żeby zajmować miejsca w odpowiednich odległościach. Przed meczem mierzy się kibicom temperaturę oraz dezynfekuje ręce. Fanatycy zorganizowali bojkot meczów, żeby sprzeciwić się decyzji naszej federacji o kontynuowaniu rozgrywek. Jak graliśmy, tak będziemy grać. Żaden zawodnik jeszcze do tej pory nie zachorował. W poprzednim sezonie Dynamu Brześć udało się przełamać 14-letnią dominację BATE Borysów, jak do tego doszło? - W Dynamie pojawili się nowi sponsorzy. Klub mógł sobie pozwolić na "duże" transfery, nigdy wcześniej nie było na to środków. Do tej pory Dynamo brzeskie było klubem, który dostarczał zawodników do dużych białoruskich klubów takich jak BATE Borysów czy Dynamo Mińsk. Dzisiaj ta sytuacja się odwróciła. Teraz jeżeli zawodnik ma do wyboru BATE i Dynamo Brześć wybierze Dynamo, które jest w stanie zaoferować większe pieniądze za grę. W mojej opinii Dynamo miało w poprzednim sezonie dużo szczęścia. Były takie mecze, których nie powinno wygrać, a wygrało. W tym sezonie ani Dynamo, ani BATE nie zanotowały dobrego startu. Czy w tym roku ktoś inny zasiądzie na tronie? - Myślę, że w tym roku Dynamo nie zdobędzie mistrzostwa. Moim zdaniem będzie w pierwszej piątce. Sytuacja kadrowa w Dynamie jest stabilna. Moim zdaniem powinien być dopływ świeżej krwi. Kiedy wszyscy w drużynie są kolegami, razem grają, razem odpoczywają, razem spędzają ze sobą czas, może wprowadzić to do pewnego marazmu. Nie będzie wtedy takiej rywalizacji między zawodnikami. Dlatego potrzebne są transfery, żeby drużynę pobudzić. W tym roku nie mam swojego faworyta. Poziom wszystkich drużyn poszedł do góry. Na pewno będzie pięć drużyn, które będą się bić o mistrzostwo do końca. Jeśli bym wiedział kto będzie mistrzem, to grałbym w Lotto. Dynamo Brześć ma chyba najwięcej zawodników rozpoznawalnych dla kibiców: Chaczeridi, Kisljak, Milewski, Sawickij. Jacy jeszcze znani zawodnicy grają na Białorusi? - Największa gwiazda ligi, czyli Aleksandar Hleb zakończył już karierę piłkarską. Wszyscy czekają na jego mecz pożegnalny, na który ma zaprosić swoich dawnych przyjaciół z boiska. Nasza liga nie jest europejskim potentatem, dlatego nie mamy gwiazd europejskiego formatu.