To ogromna dysproporcja - z jednej strony mamy wielki i sławny Old Trafford w Manchesterze, z rekordową w dziejach kobiecych Mistrzostw Europy frekwencją 68 871 kibiców, a z drugiej - boczne, treningowe boisko Manchesteru City, które ma nieduże trybunki na 7 tysięcy ludzi. Na tym drugim stadioniku zagrają np. Włochy z Belgią, a także Islandia z Belgią i Włochami. Wyobraźmy sobie, że na męskim Euro mecze grupowe takich ekip zaplanowane zostają nie na głównym obiekcie Manchesteru City, ale na jego bocznym boisku treningowym akademii piłkarskiej. Kobiece Euro na małych stadionach To budzi spore kontrowersje, zwłaszcza że organizująca kobiece Euro Anglia zaplanowana mecze w małych ośrodkach takich jak Leigh, Rotherham, Milton Keynes. W Londynie wielki stadion Wembley gościć będzie finał, ale poza tym kobiety na nim nie zagrają - co najwyżej na obiekcie Brentford. To wciąż zepchnięcie ich na margines wielkiego futbolu. Organizatorzy tłumaczą się tym, że o ile najbardziej hitowe mecze Euro jak otwarcie z udziałem Anglii i Austrii oglądać chce wiele osób, o tyle mamy też sporo meczów nie budzących zainteresowania. I tak starcie Norwegii z Irlandią Północną (4-1) w Southampton obejrzało 9 tys. kibiców, a na starcie Hiszpanii z Finlandią (4-1) w Milton Keynes przyszło 16 tys. widzów. Warto pamiętać, że gdy poprzednie Euro w 2017 roku organizowała Holandia, mecze odbywały się w Rotterdamie, ale na stadionie Sparty, a nie Feyenoordu. Ponadto Euro organizowały np. Deventer czy Doetinchem. A przypomnijmy, że o Euro 2025 stara się Polska.