Do tej pory w 1/16 finału były tylko dwie niespodzianki. Trzecioligowa Unia Skierniewce poradziła sobie z ekstraklasowym GKS Katowice. Także Sandecja Nowy Sącz (III liga) okazała się lepsza od lidera drugiej ligi - Pogoni Grodzisk Mazowiecki. Daniel Myśliwiec, trener Widzewa w podstawowym składzie wymieszał piłkarzy, którzy w lidze zwykle grają od początku ze zmiennikami lub żelaznymi rezerwowymi. Kiedy w poprzedniej rundzie wystawił samych zawodników "drugiego planu" jego zespół miał kłopoty z trzecioligową Elaną Toruń, ale wszystko zakończyło się po myśli łodzian. Teraz znów widzewiacy mierzyli się trzecioligowcem. Dwa lata temu Lechia dotarła nawet do ćwierćfinału, a po drodze pokonała m. in. Jagiellonię Białystok i Radomiaka. I przeciwko Widzewowi też od początku wysoko zaatakowali. Jednak pierwsza groźna okazja to akcja Kamila Cybulskiego, który zbiegł do środka i kopnął obok bramki. Za chwilę niecelnie głową uderzył Said Hamulić. Gospodarze kilka razy wyprowadzili kontratak i niewiele brakowało, by stworzyli bramkową sytuację. W 14. minucie akcja łodzian - Hamulić do Hilarego Gonga, ten do Noah Diliberto, ale Francuz strzelił nad bramką. Przewaga łodzian rosła, rywale byli coraz mocniej spychani do obrony. W 28. minucie Lechia wyprowadziła kontratak. W pole karnym Kreshnik Hajrizi pociągnął za koszulkę Dawida Dębskiego i po konsultacji VAR sędzia Sebastian Jarzębak podyktował rzut karny. Mateusz Lisowski pewnie strzelił z jedenastu metrów i Lechia objęła prowadzenie. Za chwilę strzelec gola świetnie dośrodkował, ale Dębski minimalnie przestrzelił. Widzew rzucił się do odrabiania strat. Po dośrodkowaniu Hajriziego Iman Rondić za słabo uderzył głową, by pokonać Wojciecha Fabisiaka. W doliczonym czasie po podaniu Gonga, Bośniak tym razem nogą strzelił obok słupka. Po pierwszej połowie trzecioligowiec prowadził sensacyjnie 1:0. Trener Myśliwiec nie czekał i w przerwie zrobił trzy zmiany. Weszli piłkarze, którzy zwykle są w podstawowym składzie. Widzew przeważał, ale nie potrafił dobrze kopnąć w bramkę. Co chwilę byli w okolicach pola karnego lub w szesnastce. Wciąż jednak bili głową w mur. W końcu w 66. minucie łodzianie wyrównali. I to właśnie dzięki dośrodkowaniu jednego ze zmienników. Jakub Łukowski podał precyzyjnie na głowę Hamulicia i było 1:1. I goście poszli za ciosem. Wyprowadzili kontratak, Hamulić wystartował z własnej połowy, poradził sobie z Kubą Lizakowskim, wyłożył piłkę Cybulskiemu i było już 2:1. Łodzianom wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty. Nic z tego, bo Lechia grała do końca. W 88. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Rafała Figiela do remisu strzałem głową doprowadził Przemysław Mycan. W efekcie potrzebna była dogrywka. I już na początku przez szansą stanął Mycan, ale w ostatniej chwili został zablokowany. Goście mieli problemy, bo właściwie grali w dziesiątkę - kontuzji doznał Hamulić. Limit zmian został wyczerpany i Bośniak został na boisku, ale utykał. Okazję miał też Łukowski, jednak kopnął nad bramką. Na początku drugiej części dogrywki świetna akcja łodzian. Jakub Sypek dograł do Hamulicia, ale kulejący zawodnik nie był w stanie zdobyć gola. Łodzianie nie schodzili z połowy rywali, jednak gospodarze sprawnie się bronili. Aż do 115. minuty. Wtedy na indywidualną akcję zdecydował Sypek. Zakręcil obrońcą, bardzo dobrze uderzył i Widzew prowadził 3:2. W ostatniej akcji meczu po podaniu z rzutu rożnego ręką w polu karnym zagrał Samuel Kozlovsky i Lechia znów miała rzut karny. Lisowski nie pomylił się i było 3:3, a sędzia zarządził konkurs jedenastek. Rzuty karne widzewiacy strzelali bezbłędnie, w Lechii pomylił się Mycan i to goście cieszyli się z awansu.