Kompromitacja Brazylii, Ancelotti kompletnie bezradny. Pięć goli w hicie
Od kilku miesięcy Carlo Ancelotti pełni funkcję selekcjonera reprezentacji Brazylii. Do Ameryki Południowej przyjeżdżał jako ten, który miał wyciągnąć "Canarinhos" z kryzysu. Póki co były szkoleniowiec Realu nie zdążył błysnąć geniuszem, którym raczył nas przez lata swoich klubowych wojaży. 14 października jego podopieczni rozgrywali spotkanie towarzyskie z Japończykami. Do przerwy wyglądało to dobrze, lecz to, co stało się później z pewnością zostanie w pamięci brazylijskich kibiców na długo.

Przez lata swojej menadżerskiej przygody Carlo Ancelotii zasłynął jako jeden z najwybitniejszych trenerów obecnych czasów. W gablocie Włocha znalazło się już wiele trofeów, w tym między innymi: 5 pucharów za triumf w Lidze Mistrzów, 3 trofea Klubowych Mistrzostw Świata, 2 mistrzostwa Hiszpanii oraz po mistrzostwie Anglii, Włoch i Niemiec.
Nic dziwnego, że brazylijski związek piłkarski uznał, iż to właśnie on będzie odpowiednim kandydatem do postawienia na nogi "Canarinhos", którzy w obecnej kampanii zdecydowanie nie grzeszyli formą. W eliminacjach do MŚ zdarzyły im się bowiem takie wpadki jak: porażka 0:1 z Paragwajem, remis 1:1 z Wenezuelą, czy wreszcie niezwykle dotkliwa porażka 1:4 z Argentyńczykami.
Po pożegnaniu się z Realem Madryt Ancelotii poleciał do Ameryki Południowej, aby realizować swoją nową misję. Ta jednak póki co wcale nie prezentuje się dobrze. Swoją przygodę z reprezentacją Brazylii 66-latek rozpoczął bowiem od bezbramkowego remisu z Ekwadorem. Później zapisał on skromne zwycięstwo z Paragwajem (1:0) oraz nieco bardziej okazały triumf z Chile (3:0). Na zakończenie eliminacyjnych zmagań Ancelotti i spółka przegrali natomiast spotkanie z będącymi już jedną nogą poza imprezą Boliwijczykami (0:1).
Tym samym w południowoamerykańskich kwalifikacjach "Canarinhos" uplasowali się dopiero na 5. miejscu, które daje im co prawda wyjazd na mundial, lecz jest rezultatem znacznie poniżej oczekiwań.
Ancelotti miał już wygraną w kieszeni. W drugiej połowie stało się jednak to
Podczas obecnej przerwy reprezentacyjnej Ancelotti i spółka rozegrali dwa spotkania towarzyskie. W pierwszym z nich udało im się zwyciężyć aż 5:0 z Koreą Południową. Wydawać by się mogło, że wszystko zaczęło iść więc w dobrym kierunku. Piękna bańka pękła jednak podczas wtorkowego spotkania z Japończykami.
"Canarinhos" weszli w ten mecz bardzo dobrze, obejmując prowadzenie już w 26. minucie, za sprawą gola Paulo Henrique. Do zakończenia pierwszej połowy udało im się zdobyć jeszcze jedną bramkę, której autorem był Gabriel Martinelli. Podopieczni Ancelottiego wyraźnie kontrolowali ten fragment meczu, o czym dobitnie świadczy statystyka posiadania piłki, która w przypadku Brazylijczyków wyniosła niemal 70%.
Sytuacja zmieniła się diametralnie tuż po wznowieniu meczu. Takumi Minamino potrzebował raptem 7 minut, aby pokonać golkipera rywali. Po kolejnych 10 minutach do bramki trafił z kolei Keito Nakamura, skutkiem czego na tablicy wyników widniał już remis 2:2. Gdy wydawało się, że gorzej być nie może, do akcji wkroczył Ayase Ueda, który wyprowadził piłkarzy z Azji na jednobramkowe prowadzenie. To, mimo usilnych prób Brazylijczyków, utrzymało się aż do ostatniego gwizdka sędziego. Tym samym Ancelotti doznał drugiej bolesnej porażki jako selekcjoner reprezentacji Brazylii. Bilans Włocha na nowym stanowisku wynosi więc: 3 zwycięstwa, 1 remis oraz 2 porażki.












