O sprawie donosi "El Confidencial", który twierdzi, że Dani Alves jest winien urzędowi podatkowemu przeszło 2 mln euro. To kolejne problemy Brazylijczyka po tym, jak został oskarżony o gwałt po wydarzeniach w nocy z 30 na 31 grudnia w nocnym lokalu Sutton w Barcelonie. Kobieta, która miała być w tym samym pomieszczeniu co Brazylijczyk, zaalarmowała najpierw swoich przyjaciół, którzy przekazali ochronie informacje o agresywnym zachowaniu zawodnika. W rozmowie z funkcjonariuszami stwierdziła, że Alves "włożył rękę pod jej bieliznę i boleśnie dotykał". Następnie zarzuty rozszerzyły się o gwałt. Za ofiarą przemawiał filmik z klubu. Jedna z agentek, która przypadkowo nagrała całą rozmowę podczas przesłuchania. Do zeznań kobieta dołączyła również zaświadczenie lekarskie. Dani Alves został zatem zatrzymany. A przecież jeszcze dwa miesiące temu brał udział w mistrzostwach świata w Katarze, podczas których Brazylia doszła do ćwierćfinału. Przegrany rzutami karnymi mecz z Chorwacją był jego 139. w kadrze i zapewne ostatnim. Kłopoty Daniego Alvesa są coraz większe W efekcie nowy klub zawodnika, meksykańsku UNAM Pumas rozwiązał z nim obowiązującą od lata umowę i domaga się jeszcze odszkodowania, a Daniemu Alvesowi skończyła się również umowa ze sponsorem, Adidasem. "El Confidencial" pisze, że Brazylijczyk ma kłopoty finansowe i to nie wynikające z obecnych problemów z prawem. Po prostu większość jego biznesów nie wypaliła i dzisiaj Dani Alves ma spore zaległości finansowe wobec urzędu skarbowego. W efekcie apartament piłkarza w Sant Feliu de Llobregat został zajęty na poczet należności.