Widzew na wygraną na stadionie Legii czeka od 27 lat. Goście pocieszali się, że w marcu przerwali jedną passę - wygrali z odwiecznym rywalem pierwszy raz w Łodzi od... 24 lat. To jednak gospodarze ostatnio są na fali. Nie przegrali od 20 września, a od tej pory pięć razy wygrali i dwukrotnie zremisowali. Za to łodzianie nie mają za bardzo się czym chwalić. Na własnym boisku przegrali z Koroną Kielce oraz Górnikiem Zabrze i niewiele zabrakło, by odpadli z Pucharu Polski z trzecioligowcem. Na dodatek w Warszawie musieli zagrać bez podstawowego środkowego obrońcy - Juana Ibizy. W Legii brakowało Maximiliana Oyedele, a do podstawowego składu wrócił Luquinhas. Rozpoczęcie spotkania opóźniło się, bo kibice Legii odpalili dziesiątki rac i boisko zasnuła pirotechniczna mgła. Sędzia w końcu pierwszy raz gwizdnął sześć minut później, niż planowano. Od początku obie drużyny próbowały wysoko odebrać piłkę. Lepiej wychodziło to legionistom i szybko zyskali przewagę. Obrona łodzian grała pewnie, a w ataku po podaniu z rzutu wolnego Sebastiana Kerka, niewiele zabrakło, by Luis Silva był w znakomitej sytuacji. Kacper Tobiasz był jednak minimalnie szybszy. W 19. minucie Legia miała rzut wolny nieco ponad 20 metrów od bramki. Z podanie Rubena Vinagre poradzili sobie goście, strzelił jeszcze Bartosz Kapustka, ale został zablokowany. W odpowiedzi świetny przerzut Imada Rondicia, Samuel Kozlovsky zagrał do Jakuba Sypka, który upadł w starciu z Tobiaszem. Sędzia Damian Sylwestrzak uznał, że bramkarz Legii zdążył z interwencją. Za chwilę dobrą okazję miał Kacper Chodyna po podaniu Marka Guala. Strzelił jednak obok bramki. Legia strzela, Widzew odpowiada Legia niby miała optyczną przewagę, ale jej strzały nie mogły wyrządzić krzywdy łodzianom. Próbował Gual, próbował Luquinhas, wciąż jednak nie było bramek. W końcu jednak ten, który ostatnio jest w świetnej formie, strzelił nie do obrony. Łodzianie mocno się cofnęli - pierwszy strzał Kapustki został zablokowany, ale przy poprawce Rafał Gikiewicz nie zdążył zareagować. Widzew szybko się podniósł. Zaczęło się od świetnego podania Kerka do Sypka. Ten zagrał do Cybulskiego, a młodzieżowiec Widzewa strzelił. Tobiasz odbił do boku, tam pojawił się Alvarez, kapitalnie wypatrzył Kerka i było 1:1. Po zmianie stron Widzew znów się cofnął i Legia miała okazje. W 51. minucie strzał Luquinhasa obronił Gikiewicz. Za chwilę bramkarz popełnił błąd, wybawił go Luis da Silva. Goście odpowiedzieli świetną okazją tym razem po błędzie Tobiasza, ale Rondić z bliska kopnął nad bramką. To był dobry moment łodzian, bo po dwóch stałych fragmentach było gorąco pod bramką gospodarzy. Widzew jednak wciąż rozgrywał piłkę od bramkarza i co chwilę ją tracił. To była woda na młyn rywali, którzy zaczynali zamykać gości w polu karnym. Po jednej z akcji uderzył Chodyna, od konieczności interwencji Gikiewicza wybawił Żyro. W 71. minucie Widzew miał świetną okazję - rzut wolny z około 20 metrów naprzeciwko bramki. Legii się upiekło, bo Fran Alvarez trafił w słupek. W ostatnim kwadransie łodzianie nieco odepchnęli Legię i miekli okazje. W 79. minucie zza pola karnego mocno strzelił Said Hamulić i Tobiasz musiał się mocno wysilić, by obronić. Pięć minut później odpowiedział Vinagre. Mocno kopnął i tym razem z trudem interweniował Gikiewicz. Bramkarz Widzewa przy tym ucierpiał, ale został na boisku. I za chwilę były tego konsekwnecje. Vinagre dośrodkował, strzelił Julian Celhaka, a do siatki piłkę wbił Paweł Wszołek.