Stojąc na Rynku Głównym z przedstawicielami wszystkich rejonów Polski na pożegnaniu Pary Prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich miałem świadomość, że Kraków, który okazał się być niewłaściwym miastem do przeprowadzenia trzech drugoplanowych meczów Euro 2012 podołał organizacyjnie największemu wydarzeniu ostatnich lat - pogrzebowi głowy państwa, na który stawiło się nie tylko 150 tys. Polaków, ale też przywódcy m.in. Rosji, Niemiec, Czech, Słowacji i Gruzji. W uroczystościach uczestniczyli przedstawiciele środowisk sportowych. Kibice trzech dużych klubów z Ekstraklasy (w tak ważnym momencie dla uniknięcia podziałów nie podam ich nazwy) oddawali cześć Lechowi i Marii Kaczyńskim w bazylice w Łagiewnikach. Na transparencie wypisali wartości bliskie tragicznie zmarłej parze: "Bóg, honor, Ojczyzna". 20-metrowej długości napis był najlepiej widocznym w Łagiewnikach. Takich grup było więcej, bo kibice to nie tylko zadymiarze, ale też ludzie, których głowy zaprzątnięte są sprawami dalece ważniejszymi niż mecz, transfer piłkarza. Podczas podniesienia klęknął cały Rynek. Zauważyłem wówczas na płycie "Rzeczpospolitą" i tytuł tekstu: "Lech Kaczyński, czyli państwo bez kompleksów". Uważni obserwatorzy mogli dostrzec też na telebimach, że autor artykułu - Bronisław Wildstein był jednym z nielicznych szczęśliwców, którym udało się dostać na uroczystości pogrzebowa do Katedry Wawelski. Po powrocie z Rynku trzeba było przełknąć gorycz porażki hokejowej reprezentacja, która na turnieju w Lublanie poległa z Węgrami aż 0-6! To największa klęska naszych hokejowych Orłów w światowej drugiej lidze od 1995 r., gdy w Bratysławie ulegliśmy Słowacji z Peterem Sztiastnym i Miroslavem Szatanem w składzie 0-10. Pięć lat wcześniej w Megeve było jeszcze 2-9 z Włochami. Zabawne jest to, że w 1985 r. zanotowaliśmy jedną z największych wygranych w historii - właśnie nad Węgrami (14-0 w towarzyskim spotkaniu w Warszawie). Pisząc w relacji z meczu ze Słowenią, że "Wiktor Pysz i Andrzej Słowakiewicz potrafili nieźle upudrować trupa polskiego hokeja (tylko dwa kluby nie mają zaległości z wypłacaniem pensji, reprezentacja U-20 spadła do III ligi, a U-18 u siebie została rozstrzelana przez Niemców 0-10)" bałem się, że przesadzam. Mecz z Węgrami dowiódł, że niepotrzebnie. Polski hokeista, który ma płacone w kratkę nie jest profesjonalistą. Obce mu są odżywki, właściwa dieta - nie stać go na te atrakcje. Nic dziwnego zatem, że później uginają się pod nim nogi, gdy w ciągu 20 godzin musi rozegrać dwa ważne mecze na poziomie, na którym nie gra w polskiej lidze! - W pełni świadomi działacze podpisują kontrakty, a dwa miesiące później hokeiści muszą się dopominać o wynikające z nich pieniądze. Działacze nie traktują zawodników profesjonalnie, więc zawodnicy się do tego dostosowują i tak błędne koło się zamyka - uważa były reprezentant Polski, olimpijczyk z Calgary i Albertville, Jacek Szopiński, który dzisiaj szkoli młodzież w MMKS-ie/Podhalu. Swoją drogą, rozsądek jest też obcy pomysłodawcom terminarza MŚ, w myśl którego jakikolwiek zespół nie ma nawet dobowej przerwy między meczami. Węgrzy w sobotę grali ze słabymi Koreańczykami o godz. 13, podczas gdy "Biało-czerwoni" swoje spotkanie ze Słowenią zaczynali dopiero siedem godzin później. Przy tak krótkim czasie na regenerację sił siedem godzin oznacza sporą różnicę. Ważniejsze jest jednak to, że świat ucieka nam. Węgrzy organizacyjnie biją nas na głowę. Od dawna zatrudniają kanadyjskich trenerów. Teraz postawili na Amerykanina Teda Satora, który przez 15 lat pracował w klubach NHL (przez cztery lata był pierwszym trenerem w NY Rangers i Buffalo Sabres, poza tym asystował). Satorowi asystuje Kanadyjczyk Patrick Mac Callum. Naszą słabością na pewno nie jest trenerski duet wybitnych dla polskiego hokeja fachowców Wiktor Pysz - Andrzej Słowakiewicz. Chodzi mi tylko o pokazanie skali problemu: polskie kluby ledwie wiążą koniec z końcem, w federacji też się nie przelewa i nikomu nawet do głowy nie przyjdzie sprowadzenie szkoleniowca zza oceanu.