Jak dowiedziała się INTERIA.PL, głównym powodem absencji na meczu gości z Krakowa był brak kart czipowych, które obowiązują kibiców drużyn przyjezdnych. Działacze Legii zgodzili się jednak na wpuszczenie kibiców Cracovii, ale tylko na podstawie imiennej listy i po wylegitymowaniu przez okazanie dowodu osobistego. Jeszcze przed meczem zaczęto wpuszczać fanów z Krakowa, ale tylko przez jedną bramkę. Dwadzieścia minut po rozpoczęciu meczu wpuszczono niewiele ponad 30 osób. Czekający w kolejce fani zdenerwowali się na opieszałość osób wpuszczających na trybunę gości i wszczęli awanturę. Wobec tego pilnująca porządku policja zdecydowała, że kibice "Pasów" nie obejrzą meczu z trybun. Ze stadionu wyprowadzono te osoby, które już zajęły miejsce na sektorze gości i cała grupa w eskorcie policji oddaliła się od obiektu warszawskiej Legii. - Zdecydowaliśmy razem z PZPN i władzami Cracovii, że warunkiem wejścia na stadion dla kibiców przyjezdnych będzie okazanie dokumentu tożsamości po to, aby kibiców można było zidentyfikować. Niestety kibice Cracovii nie chcieli okazywać dowodów tożsamości na bramie wejściowej - powiedział rzecznik prasowy Legii Jacek Bednarz. - Ponieważ karty chipowe sympatyków z Krakowa nie działały, konieczne do zidentyfikowania ich były dowody tożsamości. Okazało się również w międzyczasie, że został uszkodzony nasz terminal wejściowy. Niestety żaden z kibiców Cracovii nie chciał się poddać temu, naszym zdaniem, małemu rygorowi. W związku z tym Policja zdecydowała, że nie wejdą na stadion i zawróciła ich na dworzec. Niewielka część osób, która okazała dowód tożsamości na sektor weszła. Legia nie będzie zwracała kibicom za bilety, przecież od początku było im wiadome, że bez okazania dowodu nie wejdą na stadion - dodał Bednarz.