Nieoczekiwanie w trakcie spotkania z dziennikarzami pojawił się Henryk Kasperczak. "To nie fair panie trenerze! Pan nie był zaproszony! Proszę wyjść!" - odparł zdecydowanie w stronę Kasperczaka Janusz Basałaj, którego pierwsze słowa na konferencji nie zwiastowały takiego nastawienia. "Klub sportowy Wisła zamierza zobowiązać się z realizacją kontraktu Henryka Kasperczaka. Dyskutujemy, rozważamy, negocjujemy na temat jego nowej roli w klubie i jesteśmy w tej sprawie wyjątkowo dyskretni - mówił na początku "tymczasowy" prezes Wisły, który jednak nieopatrznie dorzucił - Nie wiem czy to gra, jakaś zabawa, czy serial brazylijski" - stwierdził Basałaj i w tym momencie na sali pojawił się Henryk Kasperczak. Kasperczak stwierdził, że to on nadal jest szkoleniowcem mistrzów Polski i dziwi się dlaczego nie został zaproszony na konferencję, ale po wspomnianych gorzkich słowach Basałaja na kilka minut opuścił salę. Powrócił jednak w trakcie prezentacji Wernera Liczki i skrzętnie notował jego deklaracje. Czech nie czuł się zdeprymowany niezręczną sytuacją. "Jestem zawodowcem. Pracuje od ponad 30 lat i jestem przygotowany na takie sytuacje" - uspokajał emocje Liczka, który ujawnił, że Wisła od ponad dwóch lat utrzymywała z nim kontakt. - "Pierwszym człowiekiem, który mi zaproponował kontrakt był Zdzisław Kapka, a z Wisłą jestem w kontakcie od wiosny 2002 roku" - zdradził Liczka. Czeski szkoleniowiec przedstawił również swój plan przygotowań. "Na wiosnę 2005 roku chcę mieć 18 zawodników przez duże "Z", a jesienią 20 takich piłkarzy. Będą to zawodnicy z Polski i zza granicy, ale nie Czesi, bo ci ... są za drodzy. Mam tu swoje zadania do wykonania. Mój sposób pracy jest indywidualny. Chcę wpoić swoją filozofię gry i treningu. Skoro udało się w Austrii, Norwegii, to dlaczego ma się nie udać tutaj" - wyjaśnił Liczka. Po przemówieniu Czecha głos zabrał Grzegorz Mielcarski, przedstawiony jako nowy dyrektor sportowy klubu. - "Życie składa się z wyzwań i w tym przypadku nie zastanawiałem się nawet 5 minut. To dar od losu" - wyznał w pierwszych słowach Mielcarski. "Moje zadanie jest bardzo jasne. Szukanie wartościowych piłkarzy. Nie będą to piłkarze z "kasety video". Kontakty, które mam za granicą, będę starał się przełożyć na wynik sportowy klubu. Jeżeli wypatrzę wartościowego piłkarza, to ja za niego zaświadczę. Wisła nie jest anonimowa, nie jest klubem, który nic nie osiągnął, jest szanowana" - podkreślił Mielcarski. "Nie wyobrażam sobie, aby zespół z takimi aspiracjami, w przypadku kontuzji jakiegoś podstawowego piłkarza, nie miał możliwości zastąpić go kimś równie wartościowym. Ci, którzy grają w podstawowej jedenastce nie mogą czuć się dużo lepsi od tych, którzy siedzą na ławce" - zwracał uwagę na problemy "Białej Gwiazdy" w poprzednich sezonach Mielcarski. Po konferencji na oświadczenie pozwolił sobie Henryk Kasperczak. "Miałem prawo przyjść na konferencję prasową jako pracownik klubu. Mam przecież ważny kontrakt z Wisłą. Jestem zaskoczony przedstawieniem dziennikarzom nowego trenera i nowego dyrektora sportowego, który będzie zarazem menedżerem, dlatego że to ja jestem trenerem i menedżerem. Była to więc dla mnie duża niespodzianka. Jeszcze większą niespodzianką jest dla mnie to, że w czwartek podczas spotkania z Januszem Basałajem otrzymałem od prezesa na piśmie polecenia opracowania planów przygotowania drużyny pod względem wytrzymałościowym na rundę wiosenną, przedstawienie planów taktycznych, a także znalezienie, w celu wzmocnienia zespołu, lewego i prawego pomocnika na poziomie europejskim. To są zadania dla mnie jako trenera i menedżera pierwszego zespołu przed rozpoczęciem przygotowań do rundy wiosennej. I zrealizuję te polecenia prezesa w możliwie krótkim czasie. Zamierzam nadal pracować w Wiśle, bo ten klub bardzo lubię. Nie mam więcej nic do powiedzenia" - wyjaśnił Kasperczak i spokojnym krokiem opuścił krakowski Rynek Główny. Rafał Dybiński, Kraków