- Jak wygląda pana obecna sytuacja w Wiśle? - Zarząd wydał komunikat, ale ja nadal jestem trenerem, bo mam ważny kontrakt (do 2008 roku - przyp. red.) - W tym komunikacie jest napisane, że od wtorku szkoleniowcem mistrzów Polski został Czech Werner Liczka. - Nie ja go pisałem, ale czuję się trenerem. - To oznacza, że obecnie Wisła ma dwóch szkoleniowców? - Tak z tego wynika. Ja żadnej decyzji w tej sprawie nie otrzymałem. - W poniedziałek spotkał się pan z zarządem Wisła Kraków SSA. Nie zakomunikowano na nim panu żadnego postanowienia odnośnie pana dalszej pracy w spółce? - Kiedy spotkanie się skończyło podaliśmy sobie ręce i na tym się skończyło. - Czego ta rozmowa dotyczyła? - Spotkałem się z Januszem Basałajem, prezesem Wisła Kraków SSA, i Ireneuszem Reszczyńskim, prezesem zarządu Tele-Foniki. Obaj działali z umocowania Bogusława Cupiała (właściciel sekcji piłkarskiej - przyp. red.) i chcieli, żebym podpisał aneks do obowiązującej mnie umowy. - Co w nim było? - Zamrożenie mojej pensji o 30 procent, do czasu zdobycia mistrzostwa Polski, zagwarantowanie awansu do Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie, w innym wypadku miałbym odejść bez odszkodowania, zrezygnowanie z funkcji menedżera i zakaz wypowiedzi o działalności klubu, poza odniesieniem się do meczów. Nie zgodziłem się na te warunki i przedstawiłem swoje kontrpropozycje - w rozmowie z panem Cupiałem (odbyła się 8 grudnia - przyp. red.) tak się umówiliśmy - które nie zostały przyjęte. Potem zarząd wydał komunikat i nie ma co gdybać. - To co pan teraz zrobi? - Nie wiem. Być może będę jeszcze dyskutował z zarządem, ale niekoniecznie. Rozmawiał Paweł Pieprzyca