- Jeszcze raz powtarzam. Główną przyczyną mojej rezygnacji były ważne sprawy rodzinne. Nie chcę, żeby wyglądało to, że uciekam po przegranym meczu. Chciałbym zaznaczyć, ze z tą decyzją nosiłem się już od dawna. Nawet na zgrupowaniach w Hiszpanii i Turcji rozmawiałem o tym z moimi współpracownikami i z panem Grajewskim - powiedział - To nie jest żaden wybieg. Sytuacja jest taka, że odszedłbym pewnie nawet po zwycięstwie w Katowicach, tylko być może ta decyzja by się wtedy odwlekła w czasie - dodał. Wyjaśnił też, że nie odchodzi z powodu żadnego konfliktu. - Nie było żadnych spięć na linii trener-piłkarze czy trener-działacze - powiedział. - I podobnie nie było żadnych finansowych zaległości Widzewa wobec mnie. Pod tym względem wszystko było bez zarzutu - dodał. Szkoleniowiec zaznaczył, że nie wycofuje się z przedsezonowych zapowiedzi. - Podtrzymuję to co mówiłem, że ta drużyna jest ciekawa i stać ją na dobrą grę. Może brakuje trochę napastnika, takiego typowego egzekutora, ale poza tym to myślę, że mój optymizm potwierdzi się w kolejnych meczach - stwierdził. - Tej drużynie można wszystko zarzucić: że jest źle ustawiona, że nie walczy itd. Nie można natomiast zarzucić, że jest źle przygotowana fizycznie. Ja jestem trenerem 15 lat i zapewniam, że nie ma takiej możliwości. Gwarantuję, że trener który mnie zastąpi będzie miał od tej strony komfort i będzie mógł się skupić na taktyce i umotywowaniu drużyny - dodał. Zdaniem Kasalik nie zostawia on drużyny w beznadziejnej sytuacji i nadal jest szansa utrzymania w lidze. - Uważam, że do utrzymania powinno wystarczyć piętnaście punktów w tej rundzie. Mamy cztery mecze u siebie, które powinniśmy wygrać i to myślę powinno przybliżyć drużynę do upragnionego celu. Na porażce w Katowicach świat się nie kończy. Myślę, że nawet ten mecz z Odrą nie jest jeszcze spotkaniem ostatniej szansy, ale uważam, że trzeba go wygrać, bo to mecz przedostatniej szansy - powiedział. Kasalik dodał, że mimo odejścia nadal identyfikuje się z drużyną. - Nie odcinam się od tego zespołu i czuje się współodpowiedzialny za jej wyniki. Może nawet przyjadę na sobotni mecz. Nie usiądę na ławce tylko na trybunach i będę się jeszcze bardziej denerwował niż siedząc na ławce, bo tam można jeszcze coś zrobić, a na trybunach to tylko można obserwować - wyjaśnił. Tomasz Andrzejewski