Dwa punkty to dużo czy mało? To bardzo mało! Właściwie jest to różnica jednego meczu, tak że to niewielka zaliczka. Atakowaliście z pozycji pretendentów, a teraz jesteście liderkami, do których rywalki będą podchodzić zupełnie inaczej. Będzie trudniej? Na pewno będzie towarzyszyła temu większa presja. Większość zawodniczek w naszym zespole nigdy nie spotkało się z takimi wymaganiami, ponieważ w ostatnich sezonach kończyliśmy z reguły gdzieś w środku tabeli, a teraz startujemy z pozycji lidera, ale myślę, że ta presja to jest coś fajnego, coś, co powinno towarzyszyć sportowcowi. To dodaje dodatkowego smaczku i osobiście się cieszę, że w końcu gramy mecze o stawkę, a każde spotkanie będzie bardzo ważne. Pani akurat, występując w Górniku Łęczna, doświadczyła walki o medale. Dzieli się pani doświadczeniem z podopiecznymi? Staram się je przygotować do tego, przekonać, że to coś pozytywnego i myślę, że one też doświadczają, że to naprawdę wielkie osiągnięcie i szansa na spełnienie marzeń. Bycie liderem daje większej chęci do treningów, dodatkowej motywacji. W klubie wywierają presję na wywalczenie tytułu? Nie, absolutnie nie. Wszyscy cały czas patrzymy w tym samym kierunku i pozostajemy wierni założeniom, które przyjęliśmy w momencie podpisania mojego kontraktu. Chcemy się rozwijać, budować drużynę i patrzymy na to długoterminowo. To nie jest tak, że założyliśmy sobie mistrzostwo już teraz. Przez całą rundę skupialiśmy się na każdym kolejnym meczu, to było dla nas najważniejsze. I krok po kroku pokazaliśmy, że tę drużynę stać na wiele. Ja zawsze powtarzam, że mamy zawodniczki, które mogą osiągnąć bardzo dużo, a my staramy się wydobyć z nich to, co najlepsze. I to doprowadziło nas do miejsca, w którym jesteśmy. No ale tak jak powiedziałam, żadnej presji na nas nie ma. Skupiamy się na rozwoju umiejętności zawodniczek. Jak przebiegły przygotowania do rundy wiosennej? Cieszy to, że udało się rozegrać wszystkie zaplanowane sparingi. Często pogoda krzyżowała nam plany, a to pierwszy sezon przygotowawczy od bardzo dawna, w którym takich kłopotów nie było. Mierzyłyśmy się z mocnymi rywalkami, na przykład z bardzo wymagającą Spartą Praga i dziewczyny stanęły na wysokości zadania. Mogły sprawdzić się, jak wygląda gra z takim przeciwnikiem, na dodatek na świetnie przygotowanym boisku. Udało się zrealizować wszystkie założenia, dlatego jestem spokojna. Są jakieś zmiany kadrowe? Odeszła od nas Katerina Vojtkova, dojdą młode zawodniczki z Akademii, które z nami trenowały, tak więc bazujemy na tym, co mamy. Jednak w sparingach młodzież pokazała się z bardzo dobrej strony, dostały sporo minut i wykorzystały je, tak że ta runda zapowiada się bardzo ciekawie. Ciągnie panią jeszcze na boisko? Kilka koleżanek z murawy wciąż kontynuuje karierę. Zakończenie grania było nagłe, z dnia na dzień. Tak że jasne, ciągnie mnie na boisko, ale jestem już po tej drugiej stronie, trenerskiej. To zupełnie inne emocje, treningi, przygotowania. Czasem mam ochotę pograć z dziewczynami, ale teraz to już głównie siatkonoga. Jeśli mam możliwość to w treningach regeneracyjnych gram z nimi, natomiast jeśli chodzi o powrót na boisko, to ten etap już zamknęłam. Bardziej cieszy mnie patrzenie na grę dziewczyn, na to, jak realizują swoje cele. Jest pani jedyną trenerką w czołówce. Wywołuje to jakieś emocje czy zupełnie nie zwraca pani na to uwagi? Kompletnie na to nie patrzę. Dla mnie nie ma znaczenia, czy to trener czy trenerka. Cieszę się, że zostałam obdarzona zaufaniem przez klub, natomiast w tym zawodzie dla mnie liczą się kompetencje i nie patrzę na to przez pryzmat kobiety rywalizującej z mężczyznami. Wszyscy jesteśmy trenerami piłki nożnej. Czytaj także: Spore nadzieje w Łęcznej. Górnik chce odzyskać tytuł Skąd miłość do piłki? Pani rodzice, choć związani ze sportem, uprawiali jednak zupełnie inne dyscypliny. Tata był zapaśnikiem, mama gimnastyczką. Piłka nożna była od zawsze, grałam z kolegami na podwórku, z braćmi. Wujek był piłkarzem i trenerem, a na mecze jeździłam, może nietypowo, ale z babcią. Jako mała dziewczynka zakochałam się w tej grze i mogę powiedzieć, że mając 33 lata, nadal każdy weekend spędzam na meczach. Jest to coś, co towarzyszy mi przez całe życie. I żadne z rodziców nie ciągnęło na matę czy na salę gimnastyczną? Jako dziecko trenowałam wszystkie sporty, jakie mogłam. Jeździłam na nartach, grałam w koszykówkę, trenowałam też zapasy przez krótki czas, ale tak naprawdę rodzice wiedzieli, że piłka nożna jest najważniejsza. I wspierali mnie w tej pasji przez całe życie, mimo kontuzji, mimo wielu wyrzeczeń. Myślę, że bardzo ważne było to wsparcie moich bliskich, zawsze trzymali kciuki i wspierali w najważniejszych momentach, żebym w tym wytrwała. To moje najwierniejsze grono kibiców. No właśnie, piłka zajmuje w pani życiu sporo miejsca. Udaje się od niej czasem oderwać? Staram się znaleźć taki balans i odpoczynek, ale szczególnie teraz, od kiedy zaczęłam pracę trenera, jest to ciężkie, bo przy drużynie zawsze jest coś do roboty, zawsze coś wypadnie. Czasem jednak udaje się wyskoczyć w góry, albo znaleźć jakiś alternatywny sport, bo wspinamy się, jeżdżę na nartach, tak że jakaś odskocznia zawsze się znajdzie. No ale to kilka godzin, a potem już trzeba wracać do piłki. Zresztą oglądanie meczów męskiej piłki to dla mnie też odskocznia. Zobaczenie w sobotni czy niedzielny wieczór meczu, nawet w telewizji, to również rodzaj odskoczni.