Andrzej Klemba, Interia: Nie imponowali panu piłkarze nożni i postanowił zostać futsalowcem? Michał Kubik: - Do 18. roku życia grałem na trawie i w hali. Wtedy jednak uznałem, że mam większe szanse osiągnąć coś w futsalu niż na dużym boisku, gdzie była większa konkurencja. Zawsze wolałem grę w hali, techniczną, a nigdy nie byłem zbyt silny fizycznie. Lepiej odnalazłem się w futsalu, trafiłem do reprezentacji Polski, a więc była to słuszna decyzja. Wtedy futsal nie był jeszcze tak popularny, ale ja jakoś bardzo polubiłem grę w hali, kombinacyjną i na małej przestrzeni. Dlatego w to poszedłem. Polska grała w mistrzostwach Europy w 2018, a teraz znów na nie awansowała. Co się zmieniło w krajowym futsalu? - W tym czasie ta dyscyplina stała się bardziej popularna w Polsce. Nasze mecze ligowe pokazuje telewizja. Wokół reprezentacji klimat też jest bardzo dobry. Jesteśmy dość mocno promowani i futsal jest coraz mocniej w świadomości ludzi. Po 17 latach przerwy dwa razy z rzędu awansowaliśmy na mistrzostwa Europy. To też pokazuje, że kadra się rozwija. Na dodatek w eliminacjach wyszliśmy z bardzo trudnej grupy, w której był mistrz świata Portugalia i mistrz Europy Czechy. To też ma swoją wymowę. Kiedy było trudniej awansować? - To trudno porównać. W 2018 roku musieliśmy przebrnąć przez baraże. Na dodatek, by się do nich dostać trzeba było co najmniej zremisować z Hiszpanią, czyli też z jedną z potęg futsalu. Taki wynik z tym zespołem, to jakby na dużym boisku pokonać Brazylię. Teraz Czechy i Portugalia to czołówka europejska i też o awans było bardzo trudno. To były duże niespodzianki, kiedy zremisowaliście z Portugalią na wyjeździe i pokonaliście Czechów. - To prawda, ale w Europie coraz bardziej się z nami liczą. Portugalia wydawała się poza zasięgiem w kontekście całych eliminacji i od razu zakładaliśmy, że przyjdzie nam się mierzyć z Czechami o drugie miejsce. Obowiązkiem były dwa zwycięstwa z Norwegią i z tego się wywiązaliśmy. Zarówno my, jak i Czesi mieliśmy świadomość, że awans rozstrzygnie się między nami. Zawsze mieliśmy z nimi problemy. Grali w ostatnich mistrzostwach świata, a my nie. Rywal był trudny, ale poradziliśmy sobie. Grupa na mistrzostwach Europy też jest trudna. Rosja i Chorwacja to zdecydowani faworyci, ale ze Słowacją też wcale nie będzie łatwo. Euro 2020 na trawie pokazało, że nie wolno ich lekceważyć. - Absolutnie zdajemy sobie z tego sprawę. To też będzie bardzo trudne spotkanie. Chorwacja i Rosja są faworytami naszej grupy, ale z tymi drugimi toczymy mecze na wyrównanym poziomie. Choćby w mistrzostwach Europy w 2018 roku z nimi zremisowaliśmy. Potem też był dwa remisy i na pewno jesteśmy dla nich niewygodnym rywalem. Mają lepszych zawodników niż my, ale my mamy pomysł na grę i niejednokrotnie tym zaskakujemy wyżej notowanych rywali. Jak na przykład Serbię czy Brazylię, z którą potrafimy zagrać mecz na styku. Dlatego wierzymy, że jesteśmy też w stanie pokonać w pierwszym meczu mistrzostw Chorwację. Cały czas ich analizujemy i widzimy sposób, by ich zwyciężyć. To oczywiście banał, ale ten pierwszy mecz będzie decydujący? - Tak będzie. Jeśli przegramy, to szanse na wyjście z grupy będą minimalne. Każdy inny wynik otwiera nam drogą do najlepszej ósemki w Europie. Dlatego tak mocno skupiamy się na Chorwatach. Trener kadry podkreśla, że waszym atutem jest zespół. Co to znaczy? - Dobrze rozumiemy się na boisku i poza nim. W naszym zespole nie ma gwiazd, wielkich indywidualności i to jest naszą siłą. Nie ma jednego lidera, na którym zespół się opiera, jest raczej kilku wyróżniających się zawodników. Poza tym od dłuższego czasu w kadrze jest prawie ta sama grupa piłkarzy, co sprawia, że świetnie rozumiemy się w grze. Skład jest dość stabilny, jest ciągłość, a to działa na naszą korzyść. Selekcjoner opowiada, że każdy z was dostał tablet z wgranymi schematami rozgrywania akcji i analizą Chorwatów. Taka lektura do poduszki? - Znam to już na pamięć. Mamy siedem schematów rozegrania rzutów rożnych, autów sześć, do tego wyjścia z autu na własnej połowie i rywala. W futsalu taktyka jest bardzo istotna, a stałe fragmenty gry są bardzo ważne i to jeden ze sposobów, by pokonać rywala. Przywiązujemy do tego dużą wagę i to się opłaca, bo sporo goli strzelamy właśnie ze stałych fragmentów. Na tym się nasza gra opiera i te schematy muszą być zakodowane. Po to są tablety z teorią i po to ćwiczymy je na każdym treningu. Jak ktoś ogląda futsal od czasu do czasu, to na pierwszy rzut oka nie rozpozna, że to są specjalne zagrywki. A każdy ruch przy rzucie rożnym czy aucie ma znaczenie. Co więc chcecie osiągnąć na Euro? - Podstawowym celem jest awans do ćwierćfinału. Na poprzednim Euro w grupie był tylko trzy zespoły. Po porażce z Kazachstanem, remis z Rosją nic nam nie dał. Dlatego teraz mamy ambicje wyjść z grupy, zwłaszcza że dla niektórych zawodników może to być ostatnie Euro z racji wieku. Mam wrażenie, że w futsalu trochę zabito kreatywność, grę jeden na jeden. Zwykle jest to rozgrywanie piłki, wychodzenie na pozycje, a coraz rzadziej widać, by piłkarz dryblował. - Chyba tak samo zmieniła się piłka nożna na trawie. Kiedyś też było więcej fantazji, a teraz taktyka odgrywa większą rolę. Futsal też się zmienił, ale to wciąż sport bazujący na technice i wielu podaniach. Są jeszcze zawodnicy, który lubią dryblować, bo dzięki temu można stworzyć przewagę. To jednak prawda, że coraz większe znaczenie ma fizyczność i taktyka. Nasza liga nie jest jednak toporna i tam nie brakuje dryblingów. Sam lubię się na boisku zabawić, ale trzeba też wiedzieć, kiedy jest na to pora. Jest miejscu na techniczne fajerwerki i kibice się nie zawiodą. Dostanie piłki między nogami, tzw. siatka, to wstyd? - Na takim małym boisku, kiedy cały czas jesteśmy na ugiętych nogach, to zdarza się całkiem często. To nie jest wstyd. Ten co zakłada jest na pewno zadowolony, a ten co dostaje się nie cieszy. Jak gramy z Brazylijczykami, to trzeba na to zwracać uwagę, ale też nie pozostajemy im dłużni.