"Selekcjoner dzwonił do mnie przez cały poniedziałek. Pytał czy bym nie przyjechał. Nagle po 20 miesiącach okazało się, że jestem potrzebny" - powiedział w "Fakcie" Kałużny. 30-letni zawodnik zgodził się przyjechać do Herzlake. "Na pewno nie jadę na zgrupowanie dla selekcjonera. Kocham Polskę i chcę grać dla swojego kraju, choć z drugiej strony biłem się z myślami, bo nigdy nie robię z gęby cholewy i nie wycofuje się ze swoich słów. Powiem tak: zawodnik nie musi całować się z trenerem, najważniejszy jest awans do finałów mistrzostw świata" - dodał "Tata". Przyjazd na zgrupowanie to jedno, a udział w meczu to drugie. Czy Paweł Janas zagwarantował Kałużnemu grę w pierwszym składzie? "Jeżeli miałbym siedzieć na trybunie VIP-ów lub na ławce rezerwowych, to bym ich wszystkich pozabijał. A później wróciłbym do Leverkusen na piechotę" - stwierdził piłkarz.