"Florentino Pérez, który mnie przecież nie popierał w czasie wyborów, rozmawiał z Silvio Berlusconim, żeby ten przedłużył kontrakt z Kaką i Berlusconi szybko to zrobił" - wypalił obecny szef klubu z Santiago Bernabeu, który w swojej kampanii obiecywał sprowadzenie do Madrytu gwiazdy AC Milan i reprezentacji "Canarinhos". Brazylijczyk, mimo szumnych zapowiedzi Calderona, zdecydował się jednak pozostać na San Siro. Winę za to niedawno mianowany prezydent zrzucił na ... przyjaźń Florentino Pereza z Silvio Berlusconim oraz rzekomą niechęć "Floro" do obecnego zarządu "Królewskich". Twórca "Galacticos", który piastował najwyższą funkcję na Santiago Barnabeu w latach 2000-2006, w specjalnym oświadczeniu kategorycznie sprzeciwił się oskarżeniom Calderona. "Nie jest absolutnie prawdą, że rozmawiałem z Silvio Berlusconim, ani w sprawie transferu Kaki, ani w sprawie żadnego innego piłkarza. Z innej strony, możliwość że coś takiego miało miejsce jest zbyt dziecinna, żeby myśleć, że rzeczywiście istniała" - oznajmił Perez, który z klasą skrytykował zachowanie swojego oskarżyciela. "Jego doniesienia nie są na poziomie klubu i to mnie martwi, ponieważ nie dla takich spraw pracowaliśmy przez te wszystkie lata. Pragnę stabilizacji w klubie, którego obecny wizerunek nie pasuje do jego historii i prestiżu" - podkreślił "Floro".