Jakub Sekuła, Interia: Stracona w doliczonym czasie gry ze Szkotami kosztowała was bezpośredni spadek z najwyższej dywizji Ligi Narodów. Co czułeś, kiedy rywale pakowali piłkę do siatki? Kacper Urbański, piłkarz Bologna FC i reprezentacji Polski: Na pewno było wielkie rozczarowanie. Zawsze jak się przegrywa mecz, to pozostaje duży niesmak, dodatkowo nie utrzymaliśmy się w dywizji A, co było dla nas najważniejsze. Przy remisie mieliśmy zapewnione utrzymanie (baraże - przy. red.), jednak tak się nie stało i to rozczarowanie jest bardzo duże. I nie chodzi tutaj tylko o moje rozczarowanie, a takie panujące w całym kraju. Myślę, że trzeba patrzeć w przyszłość, żeby jak najlepiej "wejść" w eliminacje do mistrzostw świata. Mimo zawirowań wokół drużyny Michała Probierza, ty wciąż masz powody do zadowolenia. Za tobą przecież udane Euro, no i debiut w Lidze Mistrzów, zaliczony tuż po 20. urodzinach. - Gra na Euro w wieku 19 lat to niesamowite uczucie. Podobnie jak późniejszy debiut w Lidze Mistrzów. O tych rzeczach marzyłem, gdy byłem dzieckiem i teraz to zrealizowałem. Nie chcę się zatrzymywać, chcę cały czas iść do przodu. Wciąż stawiam sobie kolejne cele, które z czasem będę realizował. Kacper Urbański: Thiago Motta mi zaufał. Czułem to w każdym meczu Tego sezonu Serie A chyba na razie do udanych jednak zaliczyć nie możesz. Na boisku spędziłeś zaledwie 20% możliwych minut. - Ambicja sportowa nie pozwala mi się zadowolić tymi minutami, ale patrzę bardzo pozytywnie w przyszłość. Bardzo dobrze czuję się na treningach, wiem jak wyglądam w klubie i myślę, że z czasem te minuty nadejdą. Jestem o to spokojny. W poprzednim roku zdarzył się moment, gdy byłeś bez klubu. Wówczas to Thiago Motta został nowym trenerem i wyciągnął się "z szafy". Wiele mu zawdzięczasz? - Przez miesiąc pozostawałem bez kontraktu, ale podjąłem decyzję, by pozostać w klubie. Uważałem, że to dla mnie najlepsza ścieżka sportowa. Myślę, że się to opłaciło. Bardzo pomogło mi to, że trener Thiago Motta mi zaufał, co czułem to w każdym meczu i treningu. To niesamowity profesjonalista i trener. Rozwinąłem się bardzo mocno pod wieloma względami, czy to taktycznym, czy mentalnym. Dawał mi dużą liczbę minut, dzięki czemu pewność siebie była na wyższym poziomie. Utrzymujecie ze sobą dalej kontakt? Media w dalszym ciągu spekulują, że bardzo chce ciebie ściągnąć do Juventusu. - Jeżeli chodzi o spekulacje, to wokół mojej osoby jest ich dużo, ale ja w tym momencie skupiam się tylko na względach sportowych. Mam ważny kontrakt z Bologną. Bezpośredniego kontaktu z trenerem nie mam, ale przy okazji meczu z Juventusem na pewno serdecznie się przywitamy. Marcin Włodarski, trener Zagłębia Lubin powiedział w wywiadzie u Tymka Kobieli w "Meczykach", że nie wycofałby się z Ekstraklasy do Primavery, bo według niego to krok w tył. Ty raczej tego nie powiesz, bo przeprowadzka do Włoch to chyba najlepsza decyzja w twojej karierze. - Jeżeli chodzi o tę sytuację, to każdy indywidualnie do tego podchodzi. Nie można powiedzieć, dla kogo lepiej jest odejść do Primavery, a dla kogo zostać w Ekstraklasie. Każdy ma swoją ścieżkę rozwoju i wie jaką decyzję chcę podjąć. Ja podjąłem taką i na pewno nie żałuję. "Po to gra się w piłkę, by czegoś takiego doświadczyć" W Polsce zyskałeś ogromną popularność. We Włoszech czujesz to samo? Ludzie zaczepiają cię, by zrobić sobie wspólne zdjęcie? - Myślę, że na początku roku, a już na pewno po Euro moje życie, zarówno sportowe jak i pozasportowe bardzo się zmieniło. Tak jak wspomniałeś, w Polsce jestem teraz bardziej rozpoznawalny, podobnie w Bolonii. Ludzie często mnie zaczepiają. Nie mam z tym problemu, bo po to się gra w piłkę, aby czegoś takiego doświadczyć. Jeszcze jako piłkarz Lechii Gdańsk uczyłeś się włoskiego. Jak wiele dało ci to, że przyjeżdżając do Bolonii umiałeś się dogadać z kolegami z drużyny? - Myślę, że to bardzo ważne, bo przy wyjeździe za granicę trzeba sobie radzić, nie tylko w szatni, ale i w codziennym życiu. Kiedy przyjechałem do Włoch, znałem tylko podstawy, ale już po trzech miesiącach mogłem się w miarę normalnie porozumiewać. Bardzo ułatwiło mi to wejście do drużyny. Skoro przy temacie Lechii jesteśmy: gdy wyjeżdżałeś z Polski w 2020 roku spodziewałeś się, jaka sytuacja będzie panować w Gdańsku? - Nie. Lechia Gdańsk to wielki klub i zdecydowanie nie zasługuje na to miejsce, w którym obecnie jest. Natomiast jestem przekonany, że klub w takim mieście, z takimi kibicami podniesie się i wyjdzie na prostą. A utrzymujesz kontakt z którymiś zawodnikami z Lechii? - Tak, oczywiście, w dalszym ciągu śledzę poczynania Lechii. Szczególnie kontakt mam z Filipem Koperskim i Bartkiem Brylowskim. Twój tata ma zwyczaj oceniać twoje mecze i treningi. Czy za któryś dostałeś już "10"? - Zawsze na ten temat rozmawiamy i analizujemy. Dziesiątki jeszcze nie otrzymałem, ale mam nadzieję, że to kwestia czasu. Oceny taty są obiektywne i nie ma co tutaj liczyć na jakąś subiektywność. Jest bardzo wymagający. Twój brat Dominik też gra w Bolonii. Można było nawet usłyszeć głosy, że będzie lepszym zawodnikiem niż ty. - Zawsze żartujemy sobie, że ja jestem lepszy od niego, a on lepszy ode mnie. Jednak koniec końców bardzo się wspieramy i kochamy jako bracia. Napędzamy siebie do dalszej pracy. Mam wielką nadzieję, że stanie się lepszym zawodnikiem ode mnie i wspólnie zagramy w jednej drużynie. Czego ci życzyć i jakie stawiasz sobie teraz cele? - Zdecydowanie zdrowia, bo to jest najważniejsze na boisku i poza nim. Natomiast moje sportowe cele na ten moment wolę pozostawić dla siebie. Zobaczymy, czy będę w stanie wszystkie zrealizować. Rozmawiał Jakub Sekuła