Na katowickiej AWF odbyła się we wtorek uroczystość nadania doktoratu honoris causa Antoniemu Piechniczkowi. Gości było mnóstwo. Wśród nich nie mogło zabraknąć Józefa Młynarczyka. Antoni Piechniczek odkrył talent tego bramkarza w 1974 roku kiedy ten jako chłopak z Dozametu Nowa Sól przyszedł na testy do BKS-u Stal Bielsko-Biała. Piechniczek rozpoczynał wówczas trenerską karierę właśnie w bielskim klubie. Młynarczyka testował na boisku w Lędzinach. Tak Antoni Piechniczek opowiadał mi o jego początkach: "Zrobiłem intensywną rozgrzewkę a potem dałem chłopakom piłkę, bo co można zrobić w okresie roztrenowania? Śniegu nie było, ale boisko było bardzo zmarznięte. Grają mecz. Patrzę, młody się rzuca - raz, drugi, trzeci. Widzę, że ma pojęcie o piłce, bardzo chce się pokazać. Mówię mu: "Szanuj kości, bo krzywdę sobie zrobisz". Jeśli dogadasz się z działaczami, zostaniesz z nami. Widzę dla ciebie miejsce w drużynie"* A potem? Potem Antoni Piechniczek trenował Józefa Młynarczyka w Odrze Opole a później - kiedy został selekcjonerem - w reprezentacji Polski. Razem zdobyli trzecie miejsce na świecie. Paweł Czado: Nie mogło dziś pana zabraknąć na takiej uroczystości. Jak pan wspomina te początki? Józef Młynarczyk: - Łączy nas długa historia (uśmiech). Znamy się od 1974 roku, kiedy przyjechałem na testy do BKS-u, chciałem przekonać się czy spełniam jakieś wymagania jako bramkarz a rolę trenera Piechniczka była ta ocena: "zostawić tego młodego człowieka w BKS-ie, dać mu szansę, czy nie". No i taką szansę od trenera Piechniczka otrzymałem i potem ta nasza wspólna droga potoczyła się szybciutko (uśmiech). Jakie cechy jako trenera pana w nim ujmują? - Ja coś panu powiem: ważne jest wykształcenie. W piłce nigdy nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Dobrze pamiętam trenera Piechniczka podczas treningów; przerywającego zajęcia, korygującego błędy, złe zachowania poszczególnych piłkarzy czy drużyny - to naprawdę robiło na mnie duże wrażenie. Poza tym trener miał bardzo dobre podejście do zawodników. Był pełen zrozumienia dla piłkarzy, własną inteligencją potrafił wielu piłkarzy do siebie i do tego co robił przekonać. Zawsze mogłem liczyć na wartościowe uwagi i wartościowe słowa ze strony trenera Piechniczka. Poza tym zawsze bardzo mocno był zaangażowany w to co robił: u niego nie było nieważnego treningu, nie było nieważnej minuty na zajęciach. Nie u każdego trenera można się tego doczekać... Był perfekcjonistą: widać było, że ciągle dąży do poprawy, do rozwoju samego siebie jako trenera. A człowiekiem jest fantastycznym - można z nim było pomówić naprawdę na każdy temat. Potrafił być kawalarzem, dowcipnisiem - naprawdę wiele wieczorów spędziłem dzięki niemu na śmianiu się do łez, Dlatego cieszę się, ba - jestem dumny, że spotkałem trenera Piechniczka na swojej drodze - nie tylko sportowej, ale i w relacjach międzyludzkich. Jesteśmy przyjaciółmi do dziś a przy okazji osiągnęliśmy niemałe sukcesy.Co u pana słychać? - Jeszcze niedawno prowadziłem własną firmę związaną z transportem ciężarowym. Zawsze starałem się coś robić żeby nikogo nie prosić o jałmużnę po karierze. W tej chwili zamknąłem już spedycję, jestem człowiekiem na emeryturze. Współpracuję z PZPN jako trener od bramkarzy. W tej chwili jestem w reprezentacji U-21, wcześniej byłem w U-17, U-18 itd. Jestem więc czynnym trenerem. Jeszcze się ruszam, na ile mogę, przynajmniej się staram (uśmiech). A kości nie bolą? Trener Piechniczek mówił żeby je szanować... (uśmiech)- Czasami bolą, ale chęć przekazania czegoś młodym ludziom czegoś wartościowego jest większa niż ból kości (uśmiech). *fragment książki Pawła Czado i Beaty Żurek "Piechniczek. Tego nie wie nikt" (Warszawa, 2015)