- Panie Jurku, jest pan najlepiej zarabiającym polskim sportowcem. Gratulacje. Jak to możliwe? Zawsze byłem w czołówce, ale nigdy się nie zdarzyło, żebym był na pierwszym miejscu! O co chodzi? A co z "Tygrysem" Michalczewskim? - W tym roku "Tiger" nie walczył w ringu, wypadł ze "Złotej Setki". - OK. Fajna sprawa. Kwota, na jaką mnie wyceniliście, także robi wrażenie. Ale ile zarabiam, to... wie tylko fiskus i pracownicy Liverpoolu (śmiech). - Pamięta pan pierwsze zarobione pieniądze? - W piątej klasie szkoły podstawowej grałem w szkolnym klubie sportowym, który był filią Górnika Knurów. Za każdy mecz przypadało na głowę po 8 złotych. Można było kupić bułkę i jogurt. Jednak trener nie dawał nam tych pieniędzy od razu, lecz dopiero po zakończeniu rundy. Graliśmy 16 meczów, więc uzbierała się całkiem spora sumka. - Pracował pan w kopalni? - Dwa razy w tygodniu miałem praktyki i zjeżdżałem w dół. Mam szacunek do pracy, bo mój ojciec był górnikiem. Spędził pod ziemią 30 lat. Grałem w Concordii Knurów, która finansowana była przez kopalnię. Zostałem oddelegowany do pracy na klubowych obiektach. - Co należało do pana obowiązków? Od 7.00 do 11.00 byłem konserwatorem. Kosiłem trawę, dbałem o wygląd stadionu. Później miałem trening. Pensję, w wysokości 350 złotych, otrzymywałem z kopalni. To były średnie pieniądze, gdyż najwięcej dostawali koledzy, którzy mieli rodziny na utrzymaniu. A ja byłem kawalerem, ale nie narzekałem. - Był moment, że chciał pan rzucić futbol? - Starałem się wykorzystać znajomości w kopalni. Chciałem trafić do oddziału, który cały czas wygrywał w turniejach mistrzowskich w piłkę nożną. Miałem pracować w kolumnie szybowej. Później sprawy potoczyły się w innym kierunku. - Finansowo jest pan niezależny. Uczestniczy pan w akcjach charytatywnych? - Otwarty jestem na takie akcje. Cały czas ktoś się do mnie zwraca z prośbą o pomoc. Ale nikt nie prosi o pieniądze. Raczej o jakiś upominek: rękawice, koszulkę, zdjęcia z autografem, tak aby później można to było zlicytować. Kiedyś w Holandii przekazałem pieniądze na konto fundacji, która zajmuje się profilaktyką nowotworową. Pomagam m.in. mojemu pierwszemu klubowi Concordii, dostarczając sprzęt sportowy. - Jest pan rozrzutny? - Nie szaleję z wydatkami. Kupuję to, co mi jest akurat potrzebne. Na przykład ostatnio potrzebowałem... spodni. Z żoną Mirellą mamy wspólną kasę. Gdy ona ma na coś ochotę, tzn. upatrzyła sobie jakąś rzecz, to bierze pieniądze i kupuje. Jednak większość zakupów wspólnie konsultujemy. - Czy życie w Anglii jest drogie? - Dociera to do mnie, gdy przyjeżdżam do Polski i wymieniam funty na złotówki. Jeśli za funta otrzymuję sześć złotych, to właśnie życie na Wyspach jest sześć razy droższe. - W co pan inwestuje? - Jestem na etapie gromadzenia kapitału, na zgłębianie tajników biznesu mam czas (śmiech). Teraz muszę koncentrować się na grze w piłkę. Mam ludzi, którzy starają mi się podpowiadać, gdzie, jak i w co ulokować pieniądze. Jednak przy wszelkich tego typu działaniach jestem ostrożny. - Podobno buduje pan dom? - Przyzwyczaiłem się już do tego, że gdzie tylko ludzie zobaczą jakiś nowy większy budynek, to od razu idzie <a href="http://pomponik.pl" target="_blank">plotka</a>, że jestem jego właścicielem. Do mojej mamy wydzwania jedna z ciotek i mówi, że ciągle słyszy, że znowu się buduję. - Więc jak to jest naprawdę? - Na razie tylko kupiłem w Krakowie działkę o wielkości 25 arów. Grunt już jest, ale nie wiem, kiedy rozpocznę budowę. Przebywam za granicą, więc nie ma sensu, aby dom stał pusty. W Knurowie mam dom w zabudowie szeregowej, którego pilnują sąsiedzi. - Gdzie pan spędził wakacje? - Na Wyspach Kanaryjskich. Znalezienie odpowiedniego miejsca na letni odpoczynek zawsze jest dla mnie nie lada problemem. Co roku się zastanawiam, w jakie miejsce na ziemi najlepiej się wybrać .- O czym pan marzy? - Żeby rok 2005 nie był gorszy od obecnego. - A z rzeczy materialnych? Może nowe auto? - Mógłbym sobie kupić lepszy samochód, ale po co? Mam terenowe bmw. Może w obecnej mojej sytuacji zabrzmi to banalnie, ale zawsze wystarczało mi to co miałem. Nie jestem wymagającym facetem. Rozmawiał Marcin Szczepański (Super Express).