INTERIA.PL: Po tym, jak w zeszły weekend pokonaliście mistrza Polski Lech Poznań, atmosfera w szatni musi być znakomita. Janusz Gol: Udało nam się wygrać z bardzo silnym zespołem, z czego bardzo się cieszymy. Nie ma już jednak sensu wracać do tego, co było kilka dni temu. Teraz przygotowujemy się do meczu z Koroną. Doskonale wiemy, że to będzie trudny mecz, ale postaramy się urwać kielczanom punkty. Powrót z choćby jednym punktem uznamy za sukces. Po zwycięstwie Lechem jesteście mocniejsi psychicznie? - Chyba tak. Na co dzień nie pokonuje się mistrza Polski. W chwili obecnej jesteście rewelacją Ekstraklasy. Zgadza się Pan z taką opinią? - Tak. Przed sezonem wiele osób skazywało nas na pożarcie. Staramy się zaprzeczyć tamtym komentarzom i chyba wychodzi nam to nieźle. Jesteśmy wysoko w tabeli, ale w pełni na to zapracowaliśmy. Patrząc na waszą grę, ostatnie wyniki trudno nie zapytać - czy zamierzacie powalczyć o europejskie puchary? - Wstrzymajmy się jeszcze z takimi zapowiedziami. Mamy za sobą dopiero osiem kolejek, to wciąż jest początek sezonu. Warto jeszcze poczekać kilka spotkań i zobaczyć, o co możemy powalczyć. Myślę, że po zakończeniu rundy jesiennej usiądziemy na spokojnie i wyznaczymy sobie jakiś konkretny cel. Dziś jest na to za wcześnie. Pokonując mistrza Polski chyba pokazaliście, że z Bełchatowem trzeba się liczyć. - Rzeczywiście, ta ostatnia wygrana potwierdziła, że jesteśmy naprawdę mocni. Teraz na GKS patrzy się z większym respektem, niż kilka tygodni temu. Ale z jakimikolwiek deklaracjami jeszcze poczekajmy. Choć niewiele osób docenia pana pracę w zespole, to wykonuje pan kawał dobrej roboty, jest chyba najlepszym piłkarzem Bełchatowa. Janusz Gol czuje się cichym bohaterem? - Jest nas jedenastu na boisku i każdy ma swoje zadania. Jesteśmy drużyną i nie ma sensu wyróżniać każdego z osobna. Cały zespół zasłużył na brawa. A ja bohaterem na pewno się nie czuje. Niech pan się nie stawia w linii z innymi, bo przed szereg wypycha pana nawet trener Bartoszek. Mówi, że to właśnie pan najbardziej zasługuje na powołanie. - Cieszą mnie takie opinie, ale nie podpalam się. Ostatnio spisywałem się nieźle, mogłem pomóc drużynie, jesteśmy wysoko w tabeli - to są powody do zadowolenia. O innych rzeczach nie myślę. Nie jest pan rozczarowany tym, że Franciszek Smuda pana nie powołał? - Wydaje mi się, że najpierw muszę utrzymać wysoką formę. Jeśli mi się to uda i będę grał naprawdę solidnie, to trener na pewno o mnie pomyśli. Rozmawiał Piotr Tomasik