Sebastian Staszewski, Interia: W 2009 roku, jako zawodnik Panathinaikosu, zastosowałeś środek na odchudzanie. Jego przyjmowanie konsultowałeś z klubowym lekarzem, ale również on nie miał bieżącej wiedzy o tym, że składnik znajdujący się w tabletkach został wpisany na listę substancji zakazanych. W efekcie grecka Komisja Dyscyplinarna zdyskwalifikowała cię na rok. Teraz o wykryciu zakazanych substancji w próbce A Jakuba Świerczoka poinformowała Azjatycka Konfederacja Piłkarska. Piłkarz miał być na dopingu w meczu azjatyckiej Ligi Mistrzów... Jesteś tym zaskoczony? Jakub Wawrzyniak: - Statystycznie patrząc, doping w piłce to margines, takie rzeczy zdarzają się raczej przypadkowo albo nieumyślnie. Mam więc nadzieję, że tak też jest w przypadku Kuby. Natomiast niezależnie od celowości czy jej braku, przepis jest brutalny i bezwzględny: za wszystko, co znajduje się w organizmie, odpowiada główny zainteresowany, czyli Świerczok. Poczekajmy jednak na wynik próbki B i zobaczmy, co ona pokaże. Ale fakty są takie, że niezwykle rzadko zdarza się, żeby próbka B wykazała inny wynik niż A... Jakub Wawrzyniak zabrał głos na temat Jakuba Świerczoka Jakie uczucie mogło towarzyszyć Świerczokowi, gdy dowiedział się o wyniku próbki A? - Mogę powiedzieć tylko o sobie: dla mnie to było coś strasznego, okropnego. Pojawiło się przerażenie, niepewność. O wyniku zostałem poinformowany w środę, a świat usłyszał o tym w czwartek. Od środy do niedzieli siedziałem zamknięty w domu i szukałem informacji mogących powiedzieć mi, co mnie czeka. Zdawałem sobie sprawę, że moja przyszłość rozstrzygnie się w sądzie, więc były to traumatyczne chwile. Jeśli jednak ktoś igra z losem i przez używki poprawia swoją kondycję, to inna sprawa. Natomiast ja wierzę, że przypadek Kuby jest podobny do mojego. I są jakieś okoliczności łagodzące. Świerczok jest zawodnikiem, który od dawna mediów unika jak ognia. Uważasz, że w tej sytuacji powinien wytłumaczyć się opinii publicznej? Jeszcze niedawno był reprezentantem Polski, pojechał na mistrzostwa Europy. - Na tym etapie sprawy milczenie będzie złotem. Przyjdzie jednak moment, kiedy Kuba będzie musiał się z tego wytłumaczyć, bo to osoba publiczna, piłkarz ze statusem kadrowicza. Nie będzie można się ukrywać cały czas. Teraz jednak to nie jest czas na udzielanie wywiadów i zarzekanie się, że jest się niewinnym. Trzeba dać mu czas, aby się z tym oswoić. Prawda jest też taka, że tylko jedna osoba wie, czy Kuba grał fair czy nie. To sam Świerczok. Kiedy ujawniono wyniki twoich próbek, uparcie walczyłeś o swoje. Najpierw stawiłeś się przed Wydziałem Dyscypliny Ligi, później przed Komisją Odwoławczą. Na końcu pojechałeś do Lozanny, do Trybunału Arbitrażowego, gdzie bronił cię między innymi Emile Vrijman, były adwokat Lance'a Armstronga czy prof. Jerzy Smorawiński, wieloletni szef Polskiej Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Co więc dziś może zrobić Świerczok? - Na razie musi czekać. Z tego co pamiętam, kara może być od nagany do kilku lat dyskwalifikacji. Wierzę jednak, że w przypadku Świerczoka zakończy się na naganie. Bo trudno mi wyobrażać sobie, że Kuba brał coś, żeby biegać trochę szybciej, dłużej. To byłby kretynizm, szaleństwo. Jeśli jednak próbka B będzie pozytywna, to raczej czeka go procedura odwoławcza. Natomiast jeżeli okaże się, że w moczu Polaka wykryto stymulant albo steryd, to szkoda czasu, pieniędzy i zaangażowania, żeby walczyć przed Komisją Odwoławczą, bo w takich przypadkach kary są zawsze bardzo ostre. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia