W polskiej Ekstraklasie przybywa zawodników z Grecji. W tym roku na naszych boiskach pojawili się wypożyczeni z AEK Ateny do Górnika Zabrze: Georgios Giakoumakis oraz Stavros Vasilantonopoulos. Piłkarze z Grecji dostępni dla naszej kieszeni - Kryzys grecki z 2008 roku i koronawirus w dalszym ciągu nie pozwalają Grecji wyjść na prostą pod względem ekonomicznym. W związku z tym tamtejsi piłkarze są dostępni dla naszej kieszeni coraz bardziej, bo są tańsi. Odwraca się teraz proporcja, bo dawniej to my jeździliśmy do Grecji. Za moich czasów był taki moment, że w lidze greckiej było sześciu trenerów z Polski, była też cała plejada zawodników z naszego kraju, która zdobyła tam uznanie. - Najlepszym przykładem był Krzysztof Warzycha, dobrym m.in Kazimierz Kmiecik. Naprawiłem wtedy swój błąd z mistrzostw świata w Argentynie w 1978 roku, kiedy to nie zabrałem Kmiecika na mundial, potem dałem mu jednak szansę na grę w Larisie. Razem zdobyliśmy najpierw wicemistrzostwo, a potem mistrzostwo Grecji. Kmiecik zdobył wtedy w Grecji duże uznanie. Pierwszym trenerem z Polski w Grecji był Antoni Brzeżańczyk, który prowadził Iraklis Saloniki, pierwszym piłkarzem Henryk Wawrowski - wspomina Jacek Gmoch. Grupy agentów są jak masoni Były trener m.in. Panathinaikosu Ateny i Larisy po raz kolejny podkreśla, że nie ma dobrego zdania o piłkarskich agentach, zwłaszcza pośrednikach. - Wiem jak działają piłkarscy agenci, dlatego mam o nich takie, a nie inne zdanie. Na szczęście jest progres, bo w porę zorientowała się w tym wszystkim UEFA i zostały wprowadzone licencje, nadzór stał się bardziej skuteczny. Teraz nad menedżerami jest większa kontrola, przychodzą do zawodu coraz lepsi agenci. - Moja krytyka dotyczy nawet nie ich, a tych wszystkich pośredników, którzy zarabiają kolosalne pieniądze nie inwestując i nie ryzykując za wiele. To w dalszym ciągu się dzieje, ale w coraz mniejszym stopniu. Dobrze byłoby, aby także w tej grupie zawodowej, zarabiającej ogromne pieniądze na transferach, była odpowiednia selekcja - mówi nam Jacek Gmoch. Według Jacka Gmocha piłkarski świat jest podzielony na stajnię dwóch managerów Pinhasa Zahaviego i Jorge Mendesa. - Oni zyski z wszystkich transferów dzielą mniej więcej po równo. Mają całe tabuny swoich ludzi. Jeśli jakiś trener przez nich protegowany podpisuje kontrakt w klubie, to potem musi także wykonać odpowiednią robotę polegającą na ściągnięciu do zespołu kilku piłkarzy tegoż właśnie agenta. Do klubu idzie także cała grupa trenerska i wszyscy razem wzięci tworzą zamkniętą grupę niczym masoni. - Tam też istnieją różnego rodzaju tajemnice i za łatwo z takiej grupy nie można odejść. Uważam w dalszym ciągu, że pośrednictwo powinno być jeśli nie zlikwidowane, to bardzo mocno ograniczone, zwłaszcza w sporcie młodzieżowym. Zasady takiej współpracy powinny być bardzo restrykcyjne - zdradza Jacek Gmoch.