W historii swoich występów w Ekstraklasie Radomiak nigdy nie strzelił Lechowi gola na tym stadionie. Tak kiedyś, jak i w ostatnich trzech sezonach, gdy zespół z Mazowsza wrócił do elity. To nie tak, że Lech wygrywał z międzynarodową ekipą z Radomia lekko, łatwo i przyjemnie. Potrafił jednak dobrze bronić. I w sobotę też, w obecności ponad 32 tys. widzów, w tym ponad 13,5 tys. dzieci uczestniczących w akcji "Kibicuj z Klasą", prowadził po pierwszej połowie 1:0, miał olbrzymią przewagę. Historia mówiła, że Radomiak jest już skazany na porażkę. Realia jednak wskazały inne rozwiązanie - Iworyjczyk Zie Ouattara przerwał tę historyczną serię minut, dał gościom wyrównanie. A później to Radomiak był bliżej podwyższenia wyniku. Lech Poznań - Radomiak w piłkarskiej Ekstraklasie. Bardzo dobra gra "Kolejorza" w pierwszej połowie, zasłużone prowadzenie Problemy Lecha w drugiej połowie były zaskakujące, jeśli spojrzy się na przebieg pierwszej części. Radomiak miał w niej niewiele do powiedzenia, bronił się dziesiątką graczy, jedynie wysunięty Leonardo Rocha czaił się przechwyty. Lider klasyfikacji snajperów w Ekstraklasie bezradnie spoglądał jednak na kolegów, domagał się wsparcia, a tego nie było. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja po drugiej stronie boiska, poznaniacy grali z pomysłem, mieli ogromną przewagę, stwarzali sytuacje. Gola w 17. minucie zdobyli akurat przy sporym wsparciu Christosa Donisa, który po płaskim zagraniu Patrika Walemarka z rzutu wolnego nieszczęśliwie interweniował wślizgiem i wystawił piłkę Joelowi Pereirze. Portugalczyk asystuje sporo, ale trafień ma niewiele - to jego ledwie czwarte w 139. oficjalnym meczu w Lechu, a drugie w starciach z Radomiakiem. Uczcił w ten sposób podpisanie nowego kontraktu z klubem z Bułgarskiej. Lech tę pierwszą połowę powinien wygrać nawet wyżej, kapitalną okazję, sam na sam, miał Mikael Ishak, ale przegrał pojedynek z Maciejem Kikolskim. Bramkarz Radomiaka ratował też swój zespół wślizgiem przed linią bramkową po nieudolnym podaniu od Rahila Mammadowa. To mógłby być samobój całej rundy. Koniec fatalnej serii Radomiaka przy Bułgarskiej, Ouattara oszukał defensywę Lecha. Lider kompletnie zagubiony Jeśli kibice Lecha spodziewali się w tej sytuacji łatwej przeprawy także w drugiej połowie, bardzo się zdziwili. Goście zaczęli od wysokiego pressingu, choć to nie on spowodował, że defensywa gospodarzy całkowicie się pogubiła. Walemark i Michał Gurgul przyglądali się, jak Ouattara mija ich, a później z pola karnego uderza w dalszy róg bramki Bartosza Mrozka. Iworyjczyk cieszył, ale też i cały Radomiak pewnie wziąłby to 1:1 przed meczem z pocałowaniem ręki. I jeszcze większe było zaskoczenie, że to goście, choć nie przeważali, to byli bliżej zdobycia drugiej bramki. Atakowali głównie, za sprawą Jana Grzesika, prawą stroną, tam kiepsko w Lechu radził sobie Gurgul. A poznaniacy mogą mówić o ogromnym szczęściu, że w 61. minucie Donis źle przyłożył nogę. Bo powinno być 1:2. Mocno to spotkanie przypominało wcześniejsze na tym stadionie Lecha z Motorem, gdzie gracze beniaminka też świetnie kontrowali w drugiej części. I chyba to Radomiaka zgubiło, bo w 72. minucie sam bronił za wysoko, co Lech od razu wykorzystał. Afonso Sousa asystował do Ishaka, ten przystawił nogę - było 2:1. Mimo tego prowadzenia Lech nie miał już takiej pewności, jak przed przerwą. Mrozek świetnie obronił potężny strzał Paulo Henrique, gości zdecydowanie przesunęli grę na połowę "Kolejorza". Drugi raz nie zdołali już jednak wyrównać, a kontry Lecha, nawet w przewadze, były wyjątkowo nieudolne.