Po niezłym początku sezonu od października łodzianie grają bardzo słabo. Od tej pory są po prostu najgorszą drużyną ligi (10 punktów w jedenastu meczach). Lepiej miało być od nowego roku, ale tak się nie stało - plaga kontuzji, odejście najlepszego strzelca, a do tego zaledwie jeden transfer. W efekcie w 2025 roku tylko punkt w trzech meczach a do tego nawet porażka z ostatnim w tabeli Śląskiem. Dla wrocławian było to dopiero drugie zwycięstwo w tym sezonie. W efekcie przewaga Widzewa nad strefą spadkową zmalała już tylko do pięciu punktów. Jeśli gra się nie poprawi, wkrótce będzie realnie zagrożony degradacją. Kibice się złoszczą. Zarzucają, że choć klub chwali się zyskami ("excel świeci się na zielono"), to nie wzmacnia drużyny, a to wydaje się niezbędne w obliczu kontuzji i braku następcy dla Imada Rondicia. Bośniak jesienią zdobył dziewięć goli i odszedł do FC Koeln. Następców w drużynie nie ma, bo żaden inny napastnik nie zdobył gola. Liczono, że Said Hamulić zapewni bramki, ale co chwilę wypada z zespołu z powodu kontuzji. Z kolei dla Huberta Sobola Ekstraklasa to za wysokie progi. Władze Widzewa na czele z właścicielem Tomaszem Stamirowskim podkreślają, że sprzedaż zawodników to dla nich ważne źródło dochodów. To normalne, tyle że po sprzedaży Rondicia dyrektor sportowy nie zapewnił jak na razie nie tylko wartościowego, ale żadnego zastępcy. Tak, jakby ta sytuacja ich zaskoczyła. Co prawda na testy medyczne przyjechał Abdullah Gning z FK Teplice, ale okazało się, że lekarze nie dali zielonego światła i transfer upadł. Kolejny pomysł to Lubomir Tupta, znany z występów w Wiśle Kraków, a ostatnio kupiony przez Slovan Liberec z włoskiego trzecioligowca - Pescary. Jednak do końca okna transferowego zostały zaledwie trzy dni. Lider Widzewa wraca na boisko W tym zalewie kiepskich informacji pojawiają się lepsze, choć też nie do końca. W końcu w kadrze meczowej na spotkanie z Pogonią Szczecin znalazł się Bartłomiej Pawłowski, przez ostatnie sezony lider zespołu. W maju doznał jednak poważnej kontuzji i pauzował. Zapowiadał, że jest szansa powrotu w grudniu, ale nic z tego nie wyszło. Podczas zimowych przygotowań też nie grał w sparingach i wciąż nie było gotowy. Widzew rozpoczął więc rundę bez swojej gwiazdy. Teraz Pawłowski wraca i najpewniej pojawi się na boisku na kilkanaście minut. - Byłem gotowy, ale czekaliśmy na zgodę lekarzy. Niestety z ich strony nie było pozwolenia, bym trenował z zespołem na sztucznej murawie, więc nie brałem udziału w pełnym mikrocyklu treningowym do meczu. Teraz to się zmieniło i mogę grać - mówił Pawłowski. Z jednej strony kibice Widzewa żyją najbliższą przyszłością - transferami, a właściwie ich brakiem, coraz gorszą sytuacją zespołu w tabeli, ale z drugiej na horyzoncie pojawiła się wielka nadzieja. Miliarder Robert Dobrzycki zapowiedział, że jak najszybciej chce kupić klub. Jego firma Panattoni, światowy gigant na rynku nieruchomości przemysłowych, jest sponsorem strategicznym Widzewa, a teraz chce wykonać kolejny krok. Zresztą Dobrzycki zasiada w radzie nadzorczej. Ta deklaracja rozgrzała piłkarskie środowisko w Polsce. Nawet Michał Świerczewski, właściciel Rakowa napisał na platformie X: "Robert, nie wiem czy powinienem się z tego cieszyć. Polska piłka potrzebuje jednak ludzi takich jak Ty. Do zobaczenia na ligowym szlaku". Piłka jest teraz po stronie Tomasza Stamirowskiego, obecnie większościowego właściciela Widzewa. Rozmowy trwają od dłuższego czasu, ale oficjalnie efektów na razie nie ma. Sam Stamirowski mówił dookoła, że "usiądzie z każdym do rozmów." Po jasnej deklaracji Dobrzyckiego przyznał w końcu wprost, że negocjacje trwają. "Robert powiedział to, co się rzeczywiście dzieje. Każdy, kto jest w biznesie, nie lubi trwonić czasu, ja to rozumiem i nie ma w tym niczego, co mogłoby mnie martwić. Nie czuję się zaszachowany i nie traktuję tego, jako zgrzyt w naszych relacjach, tylko bardziej uwiarygodnienie tego, co krążyło w przestrzeni medialnej." - powiedział w rozmowie ze stroną widzewtomy.net. "Rozmowy trwają i chciałbym, żeby zakończyły się niezwłocznie, bo to jest istotne, ale wymaga też czasu."