16 listopada 2013 roku będzie historyczną datą dla Gwinei Równikowej. Po raz pierwszy kraj odwiedzi aktualny mistrz świata w piłce nożnej. Jeszcze przed rokiem reprezentacja GR zajmowała najniższe miejsce w rankingu FIFA ze wszystkich państw afrykańskich (151). Razem z Gabonem otrzymała jednak organizację ostatniej edycji Pucharu Narodów Afryki, gdzie dotarła aż do ćwierćfinału przegrywając z pełnym gwiazd Wybrzeżem Kości Słoniowej.Nie klasa piłkarzy z Gwinei budzi jednak największe wątpliwości, choć nie mogą oni być dla Hiszpanów równorzędnym rywalem. Opinia publiczna w kraju mistrzów świata jest poruszona, że tamtejsza federacja zgadza się brać udział w "szopce" wspierającej reżim rządzącej afrykańskim krajem rodziny Teodoro Obianga łamiącej na każdym kroku prawa człowieka. Cztery partie opozycyjne zażądały, by rząd Mariano Rajoya nakazał bojkot meczu. Tymczasem federacja hiszpańska twierdzi, że przed podpisaniem zgody na towarzyskie spotkanie otrzymała wsparcie i pozwolenie z ministerstwa spraw zagranicznych. Krwawa dyktatura Krótki cytat z Wikipedii: "12 października 1968 roku Gwinea Równikowa, była kolonia hiszpańska uzyskała niepodległość. Pierwszym prezydentem został Francisco Macias Nguema, jeden z najkrwawszych dyktatorów w historii Afryki, który zamienił kraj w jeden wielki łagr. Podczas jego rządów zamordowano jedną trzecią mieszkańców państwa, natomiast tysiące uciekły poza jego granice".W 1979 roku przewrotu w Gwinei Równikowej, zakończonego śmiercią dyktatora, dokonał jego siostrzeniec Teodoro Obianga, były strażnik w ciężkim więzieniu. 17 lat później w kraju odkryto złoża ropy naftowej, które według organizacji praw człowieka Obiang wykorzystuje dla dobra swojej rodziny, a nie narodu. Amnesty International widzi w Obiangu jednego z najsurowszych dyktatorów naszych czasów. Prasa hiszpańska pyta, jak będzie się czuł człowiek taki jak Vicente del Bosque zamknięty w luksusowej rezydencji stworzonej przez rząd zajmujący się bezwzględnym wyzyskiem obywateli? "O politykę proszę pytać w innym okienku" - stwierdził bezradnie hiszpański selekcjoner.Czy chodzi o pieniądze? Odkąd "La Roja" zdobyła tytuł mistrzów świata w RPA rozegrała wiele spotkań towarzyskich w Ameryce Łacińskiej, za które gospodarze słono płacili hiszpańskiej federacji. Tym razem Hiszpanie mają jednak grać za darmo, sekretarz federacji twierdzi, że mecz jest wydarzeniem stricte sportowym. Del Bosque wystawi skład rezerwowy, ale i tak może skończyć się wysokim wynikiem, bo gracze z GR, którym Obiang obiecał ponoć za wygraną aż 5 mln euro, są na poziomie hiszpańskich trzecioligowców. Prowadzi ich Andoni Goikoetxea, były gracz "La Roja" i pracownik hiszpańskiej federacji. "Dyktatura wykorzysta wizytę mistrzów świata do pokazania światu, że w Gwinei Równikowej jest normalnie" - powiedział dziennikowi "El Pais" Wenceslao Mansogo, zajmujący się prawami człowieka w partii opozycyjnej. "Hiszpańscy gracze zrobią dobrą reklamę kraju, w którym wolność nie istnieje maskując nadużycia władzy". Federacja hiszpańska odpowiada na to informując, że Iker Casillas, Andres Iniesta i inne gwiazdy "La Roja" nie spotkają się z dyktatorem, ani z nikim z gwinejskiego rządu. Sam Obiang ogłosił już jednak, iż mecz oddaje znakomite stosunki między Hiszpanią i Gwineą."Stoimy przed brudnym wykorzystywaniem La Roja" - pisze w komentarzu redaktor naczelny dziennika "As". "El Pais" przypomina, że władze FIFA (prezes hiszpańskiej federacji Angel Maria Villar jest wiceprezesem FIFA) od zawsze bratały się z dyktatorami pod pretekstem politycznej neutralności futbolu. Już w 1934 roku Benito Mussolini wykorzystał mundial we Włoszech do propagandy, a cztery lata później w finale mistrzostw we Francji nakazał drużynie włoskiej wystąpić w czarnych koszulkach (kolory partii faszystowskiej). Podobnie stało się w Argentynie w 1978 roku. Mieszkańcy kraju żyjący pod dyktaturą junty generała Videli zapomnieli o bożym świecie świętując historyczny sukces swoich piłkarzy. Ręce precz od futbolu Z praktyki wiadomo, że władze światowej piłki niewiele rzeczy robią bezinteresownie, choć działacze mają usta pełne frazesów o neutralnym politycznie propagowaniu piłki w najdalszych zakątkach globu. Takich jak Gwinea Równikowa. Z drugiej strony FIFA tak bardzo walczy o apolityczność krajowych federacji, że nawet najbardziej skorumpowane z nich mogą liczyć na jej wsparcie. Przekonały się o tym kolejne polskie rządy w wojnach z PZPN. Argument FIFA i UEFA jest zawsze ten sam: "ręce precz od futbolu, bo wykluczymy wasze kluby i reprezentację z rozgrywek". I każdy zabiera ręce zbyt wiele mając do stracenia. Tak jak Polska przed Euro 2012.Hiszpanie wiedzą o tym równie dobrze. W 2007 roku tamtejszy rząd chciał skłonić do wcześniejszych wyborów Angela Marię Villara, prawą rękę Blattera. Szef FIFA ogłosił, że komitet do spraw nagłych jest w stanie zebrać się w ciągu sześciu godzin, by wykluczyć Hiszpanię z futbolowej rodziny. Villar przetrwał na stołku do dzisiaj. I, jak widać, jest bardzo aktywny w promowaniu piłki na całym świecie. Działacze FIFA z nikim liczyć się nie muszą, jak powiedział kiedyś Blatter ma on większe wpływy niż szefowie ONZ. Aby zdać sobie sprawę skąd bierze się potęga, a co za tym idzie arogancja szefa FIFA wystarczy spojrzeć na listę tytułów i odznaczeń, które posiada: francuską Legię Honorową, japoński Order Wschodzącego Słońca po szlachectwo nadane przez malajskiego Sułtana Parangu. Władze RPA, którym FIFA podarowała mundial, jako pierwszemu krajowi w Afryce, obsypał Blattera odznaczeniami wszelkiego typu. Na deser Uniwersytet Nelsona Mandeli w Puerto Elizabeth przyznał mu tytuł doktora honoris causa w dziedzinie filozofii. Co na to Platon? Na szczęście nigdy się nie dowiemy.Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim